środa, 23 sierpnia 2017

słupski armagedonik.

Sama nie wiem, jak to wszystko przeżyłam wczoraj. bez totalnej paniki.
dziś nie mogę się ruszyć. wszystko mnie boli.






 (zdjęcia GP24)

Niby jestem cała i mój dom nie ucierpiał ale psychicznie czuję, że mam dziury w mózgu.
że mnie przeczołgało w dniu wczorajszym jak cholera.

Piorunami waliło od od piątej, nigdy nie widziałam czegoś takiego, nagle błysk, huk, na sucho
dopiero po tym ulewa i gradobicie, jeszcze kilka uderzeń bardzo blisko, koło chałupy i...
 poszła dalej, przeszła myślę. jak zwykle.
NIE TYM RAZEM. tym razem burza tkwiła w miejscu !!!
10 cholernych godzin napierdalało, lało i gradobiło.
Cały czas niski pułap chmur, ciemno, huki się oddalają, wali w sąsiednich wioskach,
i w miesciektóregonielubie. Przestaje padać i nagle błysk i trzaśniecie koło chałupy i znów ulewa,
wywala studzienkę u sąsiada, rów przy drodze niebezpiecznie się napełnia i woda zaczyna zalewać ludzi we wsi.
W Słupsku armagedon.
Odmierzam czas pomiędzy nawracającym burzyskiem, żeby wyjechać z Erną na zabieg.
obieśmy zdenerwowane na maksa. skupiam się na burzy, omijam miejsca z drzewami jadąc otwartą przestrzenią, pioruny walą w pola... zapominając, że jeszcze grozi mi zalanie, zjeżdżam z góry na ringu i zaczyna się widok jednak przerażający - auta niczym amfibie brodzą w rudej wodzie z gliną, która spływa ze skarpy, studzienki strzelają fontannami...
przerażona trąbię na gościa jadącego przede mną, zbyt wolno jedzie, bo nie wie co ma robić,
boję się że zaleje mi auto, że nie otworzę drzwi, że utopi mi psa...tablica rejestracyjna odpływa...
widzę ich wiele na trawnikach, potem jest już tylko gorzej...

Erna ma pobierana krew przed zabiegiem, muszę odczekać godzinę, więc próbuję się dostać do teatru.
nie daję rady, wszędzie rwąca rzeka, przy teatrze jezioro.
Dzwonię do administracji osiedla z rozpaczliwą informacją, że właśnie skończyłam remont podłóg
 i ZARAZ zaleje mi nowy parkiet, w odpowiedzi słyszę, że całe miasto pływa i nic nie można zrobić.
Wydaję dyspozycję paniKrysi, sprzątającej teatr - przygotować szmaty, chodniki wszystko
 co zablokuje lub opóźni przepływ wody do budynku... i obserwować studzienkę pod samym teatrem.



Ulicami dosłownie płyną rzeki, zalane auta blokują przejazd,
ludzie w popłochu zawracają, jedynie autobusy jeszcze dają radę ale, gdy widzę jak autobus zanurza się po same drzwi włosy mi stają dęba.
kurrrwa, myślę,  co ja tu robię i jak mam wrócić do domu, przecież
ulice którymi jechałam już nie funkcjonują!!!
Miasto miejscami naprawdę zatopione, pod wiaduktami można się utopić!!! dosłownie.
 i nie tylko pod wiaduktami, tym razem jest więcej takich miejsc.

Zostawiam Ernę u weta na wycinanie tłuszczaków (jak się później okazało, uff)
sama spędzam czas w miejscu do którego mogę dojechać - gh jantar.
WMIĘDZYCZASIE
dwa razy CZEKAM na wynik analizy krwi i zabiegu, czy guzy rakowe??
To czekanie na werdykt. tuż pod powierzchnią skóry czuję, że za dużo tego, jak dla mnie.
czerwona lampka miga mi pod powiekami. nie zamykam oczu, bo boje się, że odpłynę,
w żyłach niebezpiecznie pulsuje,
nie wzięłam tabletki na nadciśnienie...

Zastanawiam się do której przyjdzie mi tu siedzieć, zanim będę mogła zawieść otumanioną narkozą sukę do domu a jeśli psa wybudzą przed zakończeniem ulew, co wtedy??
przecież wszystkie drogi odcięte.
nic tylko zmęczenie. próbuję czytać w empiku, nie mogę. wszystko przeglądam bezmyślnie.
Przez ostatnie cztery lata nie miałam tyle czasu na zakupy i nigdy tak mi się nie dłużyło.

Do chałupy wracamy po 15ej.
Ernie leje się z jednego szwu, jest marudna, nie chce spać, jest niespokojna. piszczy.
nie może się normalnie położyć. boli ją. szwy ciągną i jest rozbita po narkozie.

Jestem wyczerpana stresem, bo z każdej strony ten stres, w międzyczasie nie mogę się też dodzwonić do sąsiada, nie wiem co w chałupie, czy już pływamy?? czy przelewa się przez dom?
czy nasza studzienka też wywaliła i woda zalewa oborę i garaż i chałupę...
nie mamy przecież worków z piaskiem.

I po prawdzie jestem sama w tym wszystkim i w sumie mam w dupie, że inni mają gorzej.
Jestem sama i jest mi przykro.



6 komentarzy:

  1. WCALE sie nie dziwie, zes spanikowala. To jest straszne!
    Mysmy ledwie rzeczulke na ulicy mieli w porównaniu z tym! (ale na poludniu Niemiec tez Armageddon, tam maja zawsze gorzej niz my)
    A niestety, niesety, takie cos to ma byc teraz norma...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko Ci sie na glowe zwalilo tego jednego dnia. Dobrze znam to uczucie, kiedy czeka sie na wyniki cytologii wycietych u psa guzow. Ja nie mialam tyle szczescia, u Kiry stwierdzono duzy stopien zlosliwosci. Czym to sie skonczylo, wiesz dobrze. A wiec nie ma tego zlego, przynajmniej Erna jest bezpieczna, bedzie zdrowa i to tylko sie liczy.
    Ale nie zazdroszcze Ci stresu i calego tego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  3. No...współczuje i rozumiem... Dobrze, ze w domu o.k.!mi złamało dwie stare sosny, zatarasowały tylko wjazd...mogło byc gorzej, ale grad powoduje, że żałuję decyzji o oknach dachowych.

    OdpowiedzUsuń
  4. o dziżas .....nie nadążam .....nie wiedziałam ...

    OdpowiedzUsuń

nie musisz Czytaczu ale możesz ....