Wchodząc do rękawa samolotu już byliśmy spóźnieni z odlotem dobre pół godziny, w Gdańsku właśnie
powoli rozpętywała się burza śnieżna. Siedzieliśmy w samolocie prawie
cztery godziny...do startu. Skutkiem czego lot wydłużył się z 3,5 do 7
godzin. W zasadzie miałam największą ochotę wyjść i trzasnąć drzwiami. i
dobrze, że tego nie robiłam, bo bym jednak żałowała cholernie...
Wyspa Afrodyty działa jak afrodyzjak. Dwadzieścia siedem stopni. Na dupie krótkie spodenki. A na stopach sandały. Zapach hibiskusa, oliwek, oleandra i drzewa pomarańczowego. Piękne słońce przez cały dzień. Brodzenie w niezbyt ciepłych wodach morza śródziemnego przy skale Afrodyty i zachód słońca nad ruinami w Kurionie, największym stanowisku archeologicznym na Cyprze
Wyborne wina i oliwy, meze i krewetki a nade wszystko halumi.
Skała Afrodyty i stopa. I ciągle niedowierzanie, że to styczeń.
Powiem wam, że życie jest cudowne.
No i tu zazdrosc mnie pozarla z kosciami, bo u nas spadl snieg i w ogole jest do bani. Potrzebuje slonca, byle nie w nadmiarze.
OdpowiedzUsuńWylatywaliśmy w zamieci śnieżnej... Ty rozumiesz jaki szok. A tu piękne lato w sam raz. I widoki i zapachy.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci tam dobrze, mnie 27 stopni skłoniłoby do refleksji typu: po cholere za swoje pieniądze cierpieć coś takiego😀
OdpowiedzUsuńTakie refleksje mnie dopadną w lipcu w Tunezji 😩😂
UsuńZazdroszczę bez zawiści. Ciesz się ciepełkiem
OdpowiedzUsuńEla D,
Ani się cieszę 😀
UsuńAno się bardzo cieszę
UsuńJest cudowne:)
OdpowiedzUsuńTrzeba zasłużyć 🤭
UsuńPodobnie jak Ela, zazdroszczę bez zawiści. Odpoczywaj. Wygrzej każdą kosteczkę. Oglądaj i zapamiętuj.
OdpowiedzUsuńI opiszę tu po przyjeździe
Usuń