No i pojechaliśmy.
Pierwszy wieczór był cudowny znaczy koncert Czechów prezent dla dwojga świętujących urodzinowo imieninowo ludków. Koncert odbywal się w kameralnym klubie jazzowym na Wełtawie a w pewnym momencie Zdenek wokalista oficjalnie przywitał Naczelnika jako gościa z Polski. No to było coś. Drugi dzień lazegowalismy po Pradze z tubylcami: Ściana Lennona, rzeźby Czernego, taras widokowy, kawka u Franca Kafki ... I rzecz niebywała, wieczór na lajbie, która jest domem dla pewnej pani reżyser japonskoczeskiej produkcji. Użyczyła nam tego ekskluzywnego miejsca na nocleg. Czesi mają taką marine z hausbotami. No wisienka na torcie.
Cudownie!
OdpowiedzUsuńCudownie kochana. Wieczorem padam ze zmęczenia ale pełna wrażeń.
Usuńnoooo przypomniałaś mi, że wieki świetlne nie byłam w Pradze, muszę to zmienić. Pięknie Wam, a barkachata - to moje marzenie.
OdpowiedzUsuńDo twarzy Wam z luksusem :-)
OdpowiedzUsuńOkoło, ale fajnie. Bawcie się dobrze.
OdpowiedzUsuńPraga zauroczyła mnie kilka lat temu. Chętnie bym tam wróciła.Życzę dalszych miłych wrażeń Achoj przygodo.
OdpowiedzUsuńEla z sąsiedzctwa:))))