sobota, 10 grudnia 2022

Wierszowanie może sprowokować. Moja wielka grecka przygoda.

czyli o Grecji między wierszami ...

... o wierszach nie będzie, bo to śliski temat. a literowanie przebiega mniej więcej tak: G R E C J A wczoraj i dziś. albo; Moja wielka grecka przygoda. Bo To będzie moja historia.

[raczej nie miałam kłopotu ze złapaniem stopa]

Ja wiem, że nadciąga bożoimpreza i powinno się wklejać takie foty, jakie już na blogach skandynawskich podbijają moje serce, no ale

Sortuje zdjęcia robione analogowo i robię z nich pliki. bo za chwilę zbledną i zwietrzeją całkiem do końca. Zapadam się we wspomnienia.

Zdjęcia, to jest zajebisty wynalazek, patrzę jak się zmieniam, jakie miałam fryzury, kolory włosów, jaka byłam chuda, ładna, moda bardziej i mniej ;-) 

No to START. Na pierwszy rzut idzie Hellada z Hellenami. W tej odsłonie JA w Grecji pierwszy raz i także ostatni. PORÓWNANIE.

[Nie będę wam tu wykładów z historii oraz wklejanek linkowych robiła. żeby nie obrażać Towarzystwa, w końcu każdy historię Grecji antycznej zna, mniej więcej a jak ma z czymś problem, to sobie może wyguglać. Gdyż inteligentni ludzie sobie radzą a idioci się przypierdalają i tkwią mentalnie w średniowieczu... że aby wiedzieć do ostatniego usranego szczegółu (chuj wie po co?) należy do siódmego pokolenia wstecz archiwa i pisma oraz teksty źródłowe przekopać. W związku z tym idioci siedzą w archiwach a ludzie czynu jeżdżą po świecie aby na  własne oczy zobaczyć, poczuć, powąchać...]

Pierwsze spotkanie z Helladą i Hellenami było przygodą mojego życia. Miało miejsce, gdy już byłam pełnoletnia.Wybrałyśmy się z przyjaciółką Ireną na STOPA do Grecji. Najpierw Samolotem do Sofii i następnie pociągiem do Kulaty i przejściem granicznym na piechotę do samiutkiej Grecji. 

a potem ziuuu przygodo. miałam 30 dolarów w kieszeni ...

Nigdy potem, podczas moich licznych podróży, nie przeżyłam więcej w ciągu miesiąca. ale też nigdy więcej nie powtórzyłam tego wyczynu i nie powtórzę, no bo raz się ma dwadzieścia lat, prawda. I jest się głupim, naiwnym i ma się szczęścia więcej od rozumu.

Same w obcym kraju;-)

ale nie samotne (A mogłam brać, fajny był ten Grek)) mało brakowało do Mojego wielkiego greckiego wesela.

Same w bułgarskim pociągu osobowym, obglądane, jak egzotyczne ptaki w zoo, musiałyśmy konwersować z konduktorami i pasażerami...a na pospieszny do Kulaty się spóźniłyśmy. więc, na granice dotarłyśmy w środku nocy i granica była ZAMKNIĘTA. serio.

No i się przespałyśmy na sianie w wagonie z bykami. jak się potem okazało. w zasadzie, to nie spałyśmy całą noc.

Delfy po raz pierwszy


I po raz ostatni 
 

Delfy w ogóle się nie zmieniają ;-)

Do Grecji pojechałam po raz drugi, całkiem nie dawno. i to już nie było to samo. ..A tu na zdjęciu w Delfach Stoję i przypominam sobie moje pierwsze spotkanie z Delfami: wysiadłyśmy z auta osobowego, które nas do upragnionych Delf dowiozło, ludzie nas obdarowali butelką wody z lodem. Przed wejściem do auta najadłyśmy się fig prosto z drzewa, nie wiedząc, że to figi. Ledwo dobiegłyśmy do campingu. 

Pamiętam, że byłyśmy Delfami zachwycone, teatrem, pozostałością po wyroczni(nawet się nad tą dziura zawiesiłyśmy na moment, żeby poczuć magie)) ruinami. Spokojem. Natomiast nie byłyśmy zachwycone faktem, że nie miałyśmy kasy a bank był zamknięty...i znów trzeba było jeść, co matka natura dała, prosto z drzewa i z okolicznych pól, na przykład arbuzy.

Teatr w Delfach po raz drugi


 WSZYSTKIE tu zamieszczone zdjęcia robiłam sama a mnie zdejmowały przyjacioły.



  I jeszcze look na Delfy moim okiem, bo są one też przepięknie położone


No i Peloponez.

 Mykeny: Pierwszym archeologiem, który odkrył prastare wykopaliska w latach 1874 - 1876, był Heinrich Schliemann. Odkrył pięć bogato wyposażonych grobowców. Mówi się o wielu kilogramach złota, które stąd wywiózł, choć podobno jest to niewiele w porównaniu ze znaleziskami w legendarnej Troi. Widziałam więc wszystko co ważne i podniecające:

Mur cyklopowy otaczający gród legendarnych Myken,Grobowce szybowe w Mykenach,Lwią Bramę w Mykenach, pałac minojski, podziemną cysternę w cytadeli mykeńskiej, skarbiec Atreusza czyli Grób Agamemnona. (uwaga podaję nazwy historyczne miejsc, przeze mnie zwiedzanych, nie robię wykładów, nie poprawiam Schliemana, żeby się znów żaden muzealny zjeb nie doczepił).

 Wyznaję zasadę, że skoro wykładam historię, to powinnam być i widzieć o czym mówię. Same rycie w papierach nie daje pełnego obrazu, a czasami ten obraz zamazuje...










 


 

Wtedy do Myken nie dotarłyśmy tylko do Przesmyku korynckiego. Zdjęcia z pierwszego pobytu się nie zachowały, aparat nam wypadł z tira, gdy zwiewałyśmy od zbyt namolnego kierowcy, i większość zdjęć szlag trafił. Szkoda, bo te stare biało czarne kliszowe mają swój klimat.

Skoro Za pierwszym razem na zwiedzałyśmy Peloponezu, to do teatru w Epidauros również nie dotarłyśmy, najdalszym punktem był przesmyk koryncki. ale już za ostatnim razem owszem tak(o Epidauros będzie następną razą).


Na Akropol obowiązkowo się wdrapałyśmy i Partenon także był w rusztowaniach. chyba zawsze jest ...

Pamiętam, że prawie z nabożną czcią maszerowałyśmy dzielnie  po tych schodach w ukropie, świeżo upieczone absolwentki historii. Podekscytowane, ciekawe świata i ludzi.


a za plecami Ateny. one mnie wielkością, rozległością zaszokowały. I wtedy i teraz. Port w Pireusie jest już połączony oczywiście z tym ogromem sięgającym po horyzonty. Na plaży w Pireusie spędziłyśmy jedną noc i było cudownie.

Ponieważ nie lubię spodenek, zawsze mam kontrast, że rączki opalone a nóżki nie







Ogromne wrażenie zrobiły wtedy na nas Meteory i klasztory. 

 

 




Lazłyśmy pod te cholerną górę na piechotę. TYLKO po to, żeby nas tam NIE WPUŚCILI, bo byłyśmy w krótkich spodenkach. i ogólnie nieprzyzwoicie ubrane. Ale oczywiście za drugim razem wjechałam i weszłam oraz przywiozłam stamtąd kilka ikon.

Ech Meteory, Spałyśmy na polu campingowym z osłami, które skoroświt robiły ioioioio

No i miałam urodziny

[Kiedyś uszykuje posta z miejscami w których obchodziłam urodziny]

Tym drugim razem całą podróż objazdową przejechałam wypasionym autokarem. spałam w wypasionych hotelach. W przeciwieństwie do pierwszego razu, że namioty, że krzaki i plaże i gaje oliwne z gwiazdami nisko nad głową zawieszonymi. Ale klnę się na wszystko, że taki ogrom wiedzy nie opowiadanej przez żadne książki, ani nawet przewodników WYNIOSŁAM z tej wyprawy, że postanowiłam jeździć po świecie. w dodatku na własnych warunkach. Przez większą cześć mojego dotychczasowego życia Warunki finansowe raczej na indywidualne podróżowanie nie pozwalały, więc Europę głównie zwiedzałam z biurami podróży i teatrami: festiwale teatralne, warsztaty, występy. To dopiero miało walor poznawczy.

Między greckimi przygodami jest ponad 20 lat różnicy.

Wybrałam zdjęcia, które robiłam ostatnim razem, już cyfrowo, aby porównać je ze starymi, ocalałymi, które jakoś jeszcze przemawiają. Ale to nie jest materiał na jeden post. opowieści wystarczy na kilka postów, bo pisałam pamiętnik podczas pierwszej wyprawy. to dopiero frajda czytanie go teraz.

A na koniec kilka uroków Grecji





Zmiana warty, i choreografia, która śmieszy tak samo za każdym razem )))))


cdn.

***

Z dnia bieżącego, Wczoraj uroczysta kolacja świąteczna i spektakl w naszym Teatrze, po nim fajne spotkanie z widzami. A dziś w domu nieplanowany wydatek, czyli cięcie gałęzi i sosny, która się załamała pod ciężarem śnieżnym...a w teatrze ciąg dalszy projektu od rana.



37 komentarzy:

  1. Kurczaki, przeczytam chyba jutro, czasu nie mam a widze cudna historia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Twoja inspiracja Rybenki ) a moja historia Osobista bardzo. Wspominałam i niej kiedyś w komentarzach u ciebie i wtedy sobie postanowiłam że ją opisze

      Usuń
    2. Raz się ma 20 lat i widzę, że nie były to lata zmarnowane.
      Świetne są te zdjęcia, to porównanie.
      Ja w tym wieku pojechałam stopem po Bułgarii ale to było zorganizowane, grupa była duża,. To jednak coś innego. Ale też mam co wspominać:)

      Usuń
    3. oj nie były to lata zmarnowanie )) w ogóle jak tak patrzę na to jak żyłam co robiłam, to raczej nie marnowałam czasu. Żyłam na bardzo wysokich obrotach jak to ADHD ))))

      Usuń
    4. Rybeńko to napisz trochę o tej Bułgarii :-)

      Usuń
  2. Z herbatką, pod kocykiem, czytam sobie z przyjemnością:):) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie, nie ma się raz 20 lat😀 my z przyjaciółka byłyśmy na samotnej wyprawie po całej Europie z bardzo ograniczona liczba pieniędzy i bez noclegów, tyle że z autem, lat temu 9. Grecji nie było, była góra mapy czyli północą przez Niemcy, Francję do San Sebastian i na ukos do Lizbony, a potem dołem Barcelona, Lazurowe, Monako i Austria do góry, bo tak nam się podobało. I Wenecja po drodze. Powtórzyłybyśmy, ale najpierw przyjaciółka miała małe dzieci, a potem ja poznałam męża 😀
    Bardzo lubię śledzić zmiany w ludziach na fotografiach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Repo chyba pierwszy raz się nie zgadzamy. Ma się raz jeden te 20lat w zakresie robienia rzeczy. Owszem mogę zaryzykować niewygody i pojechać autem po Europie z koleżanką...ale już stopem to definitywnie nie. I spanie w krzakach odpada. Mam bujną wyobraźnię. Poza tym wtedy wszyscy się, że tak to ujmę garnęli do pomocy ekhm dziś by to raczej tak nie wyglądało ;))

      Usuń
    2. No a ja właśnie uważam, że się ograniczasz, niepotrzebnie. Można mieć kilka razy 20 lat i robić te same rzeczy z równą przyjemnością. Byle pracować nad kondycją. A co dk męskich, pomocnych ramion- nie wiesz, dopóki nie spróbujesz;)))

      Usuń
    3. Achacha mówisz? No to może się dam namówić ale Naczelnik może mieć obiekcje )))

      Usuń
  4. moja jedyna wizyta w Grecji polegała na dojeździe autem do Thessalonik, skręcie w lewo i osiąściu w połowie drogi do Kavali, w Asprovalcie... było fajnie, a główna fajność była ciemnoblond autochtonką, moją rówieśniczką, a oboje byliśmy małolatami z młodszej grupy, jeszcze nie "barely legal", a na pierwszy samodzielny hajking pojechałem dopiero parę lat później, nie do Grecji zresztą...
    ...
    okay, ale mnie ciekawi coś innego: czy w tych Delfach faktycznie jakiś psychodelik się ulatnia dziury w ziemi, czy może już dawno ją zasypali, a może to w ogóle tylko urban legend?...
    za to w kwestii choreografii gwardzistów mam podobnie, więc fląderka...
    aha, jeszcze drugie pytanie: na pierwszej fotce to tatuaż na lewym udzie, czy tylko moje złudzenie?...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc od początku słynna wyrocznia delficka Pytia:Zgodnie z grecką mitologią, Zeus bardzo interesował się podległą mu ziemią i ludzkim życiem. Chciał by wszystko było poukładane. W tym celu wypuścił dwa dorodne, białe orły z przeciwległych krańców świata. Oba spotkały się w Delfach. Wg boga Olimpu znaczyło to, że tu jest środek ziemi, czyli pępek świata. Pamiątką tego wydarzenia jest Omphalos (gr. omphalos, znaczy pępek), czyli kamienny artefakt z czasów starożytnych, znaleziony w podziemiach świątyni Apolla. Zgodnie z doniesieniami, to dzięki niemu kontaktowano się z bogami. Funkcję wyroczni sprawowała kobieta urodzona w Delfach. Jedyny wymóg wobec niej, to był brak widocznych ułomności fizycznych i obowiązek wstrzemięźliwości seksualnej w dniu posług. Kapłanka, czyli Pytia, zaczynała wróżby od obmycia się w świętym potoku Kastalia. Następnie musiała pokonać kilkaset metrów w górę, by udać się do świątyni Apolla. Tam schodziła do podziemnej komory zwanej adytonem, gdzie
      siadała na trójnogu, w pobliżu kamienia omfalos. Znajduje się tam uskok tektoniczny z którego w tamtych czasach wydobywał się etylen, będący halucynogennym oparem....
      kamień umieszczono w muzeum a z uskoku juz nie wydobywa się etyle, Wiem sprawdziła i taka to historia.

      Usuń
    2. z Salonik pamiętam odór smród przedmieść i szczury, jak koty...

      Usuń
    3. Tatuażu nie posiadam

      Usuń
    4. ja najbardziej pamiętam z tamtych czasów ruch uliczny na mieście, zwłaszcza nieprzytomne trąbienie klaksonów z byle powodu lub bez powodów...
      ...
      ludzie ponoć dzielą się na tych, co mają tatuaż, takich, co usunęli i takich, którzy będą mieli...
      ale fotka była robiona w czasach, gdy to prawidło jeszcze nie obowiązywało, więc mi wychodziło, że to złudzenie, wolałem jednak zapytać, tak dla pewności...

      Usuń
    5. Bardzo bym chciała tatuaż choć jeden... ale każdy ból jest dla mnie nie do zniesienia. Kurcze.

      Usuń
    6. W tamtych czasach tatuaż tylko więźniowi posiadali )))))

      Usuń
    7. i marynarze... czasem też w wojsku sobie niektórzy robili...
      także zakochani małolaci czasem sobie uwieczniali imię panienki /najgłupszy pomysł świata na tatuaż/, a po dwóch tygodniach wypalali to imię kwasem lub papierosem...
      ...
      naprawdę każdy ból?... rozumiem, że potraw przyprawionych chili nie lubisz... akurat z tatuażem jest tak pół na pół: w jednych miejscach robienie go może zaboleć, nawet bardzo niemiło, a w innych wcale... gdy kiedyś robiłem plecy w studiu to potrafiłem zasnąć podczas zabiegu, ten monotonny bzyczek maszynki tak na mnie jakoś działał...

      Usuń
    8. Tak marynarze też, mój ojciec miał tatuaż. NOOO Panie :-OO zasnąć?? normalnie chyba będziesz moim bohaterem. Naprawdę każdy ból, naprawdę TYLKO z tego powodu się nie zdecyduję. Bo ja bym chciała nad kostką a tam podobno boli najbardziej. I na szyi, tam gdzie nie mam lordozy ....w dół na plecy. ech sie rozmarzyłam.

      Usuń
  5. Odwazne jestescie, ja bym sie bala tak stopem po swiecie, bo tyle sie slyszy o psychopatach... Czy w Delfach nadal rezyduje i przepowiada kolejna Pytia? ;) Jakos nie moge sie do Ciebie rudej przekonac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z natury jestem brunetką ale całe życie byłam ruda. Odważna byłam bo młoda i głupia...ale wydarzyły się na tym właśnie wyjeździe rzeczy nie tylko cudowne ale i niebezpieczne. Dlatego nigdy tego już nie powtórzyłam

      Usuń
    2. No niestety kamień zabrano, do muzeum, psychodelik przestał się wydobywać...ze skały sprawdziłam osobiście. Opiszę wyżej PKanalii meritum działania wyrocznia, to sobie przeczytasz

      Usuń
    3. Wielka szkoda. Ale i ja mam od czasu do czasu jasnowidzenia, wiec zastepuje Pytie z Kasandra. Bez wspomagaczy.

      Usuń
    4. O i to jest opcja prawidłowa Poza tym se można zapodac wspomagacze na legalu ;-)

      Usuń
  6. Do Grecji trafiłam pokrętnie, z festiwalu chóralnego w Alpach w Szwajcarii pojechałam do Wenecji, na placu Św. Marka o 3 w nocy, zwiedzałam aż pojawili się pierwsi turyści, zagryzłam baagietę, popiłam espresso i weszłam na prom w południe, którym popłynęłam do Patras, a stamtąd autem do Aten, tam kilka dni i nocy, głaskałam alabastry, ruiny, zagryzałam oliwkami czerwone wino, od tamtej chwili Grecja na całego wzdłuż i wszerz. Cudowne morza, przepyszne jedzenie, ruiny za ruinami, zrywane z drzewa owoce i niezwykli ludzie. Chciałyśmy kupić pamiątki dla bliskich, a z przyjaciółką wylądowałyśmy na greckim weselu, nie zapomniałam smaku rakiji do dzisiaj, ulubiłam mocno jej smak. Wracałam tam jeszcze dwa razy, w innych kombinacjach ludzkich, ale wciąż po śladach. Do dzisiaj utrzymuję kontakty z ludźmi stamtąd, a moja przyjciółka przeniosła się do Aten i od czasu, kiedy poszłam sobie z fb, brakuje mi jej codziennych postów. FB samo zło. Czekam na post urodzinowy :* pięknoto

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i piękna historia Margo, i mnie spotkało dużo dobrego od Greków, nocowali nas, gościli i byli pomocni. A antyk uwielbiam od zawsze więc mnie te ruiny wzruszają. Przez lata była numerem jeden. Potem zakochałam się w Hiszpanii. I napiszę tez o niej. Moja aktorka studiowała języki klasyczne więc grecki zna doskonale i jeździ tam kilka razy w roku...powiadam ci, że traktują ją zupełnie inaczej, jak swoją. Zna piękne wyspy bez turystów i chyba znów bym się wybrała na taką wyspę tym razem. Ale też bardzo chcę na Korfu od kąd zobaczyłam durellów.

      Usuń
    2. Wróciłabym tam chętnie, ale utknęłam w Irlandii, tu jest teraz moje życie i ciężko mi się ruszyć, bo wciąż odkrywam nowe i nowe. Do Hiszpanii jechałam też pokrętnie, jak to z chórem, przez Paryż, a wracałam przez Baden Baden. Innym razem Doliną Loary, mój syn, kiedy wspomina wyjazdy, bo on wtedy był małoletni i chętnie ze mną podróżował, mówił wszystkim, że najlepsze wakacje, to z matką. Patrzyli na niego jak na maminsynka, a my w sumie niewiele się widywaliśmy, bo oddawałam go pod opiekę starszych studentów, więc miał na myśli imprezy z tymi moimi dziadami z chóru. Byliśmy takimi trochę podróżnikami, czerwiec w Grecji, lipiec w Danii, sierpień we Włoszech albo na Ukrainie, wrzesień i październik w Hiszpanii albo we Włoszech. Kiedy syn zjawiał się w gimnazjum, jak student w październiku, chodził dumny jak paw, ale kiedy przyszło mu nadrabiać zaległości, już tak nie chojrakował. A śpiewanie otwiera wiele drzwi, nawet te zamknięte na wiele spustów. Mam trochę tych wspomnień i podróży. Jedź na Korfu, gdzie tylko masz ochotę, podróżowanie jest ogromnym przywilejem i przyjemnością. Sama wiesz.

      Usuń
    3. Zjechałaś z chórem Europę. Cudowne życie. Ja tak miałam z teatrem ale nie w aż takiej skali, że co roku )) i niekoniecznie ciepłe kraje :Francja, Niemcy, Litwa, Anglia. Uwielbiam śpiewać, jak wiesz. ROZUMIEM to doskonale. Podróżowanie jest przywilejem zgadzam się. a będzie jeszcze większym w tych czasach. Ściskam i cudownej niedzieli.

      Usuń
    4. Był taki moment, że żyłam na walizkach, wracałam do domu, szybka przepierka, przepakowanie i dalej w drogę. A jeszcze z siedem lat śpiewałam u Dominikanów, tak tak z moim podejściem, ale dłużej nie dałam rady, w Dublinie w święta, kiedy gościnnie chciałam pośpiewać kolędy, psalmy i urozmaicić parafianom odrobinę ich czas, dostałam w kość od polskiej zapiekłej, zazdrosnej i podłej społeczności chóralnej. Wtedy podjęłam decyzję i powiedziałam goodbye KK. Bo niby pojawiłam się znikąd, niby poczuli, że jestem uprzywilejowana, a dla tej kliki to zagrożenie, (o zgrozo), było przekrzykiwanie, złośliwości, zmiana repertuaru w trakcie mszy, popychanie mnie, przepychanie, kłamstwa, nawet ktoś zawinął mój prywatny śpiewnik. Mój mąż widział to wszystko z publiki, stwierdził, kiedy wyszłam: czyli rozumiem, że już tu nie przyjdziemy. Miałam jeszcze później kilka próśb i propozycji, ale konsekwentnie odmawiałam. Nie z takimi ludźmi. Dla mnie śpiew jest czymś wyjątkowym i ludzie, z którymi śpiewałam przez lata, byli oddani temu, pasjonaci. Żadnego stawiania się ponad, śpiewaliśmy zgranie, a ja zawsze dostosowywałam się do dyrygenta, ale pomiatanie kimś nowym i przestawianie go po kątach, to było dla mnie zbyt wiele. Pasywność Dominikanów utwierdziła mnie, że dobrze zrobiłam. Księża mają w dupie kościół, ludzi, mają swoje i tylko swoje ich rusza. 

      Usuń
    5. ohyda. no ale dlaczego mnie to nie dziwi? Margo wspólplemieńcy są obrzydliwi Wszędzie. Też bym się odcięła od takiej wspólnoty. Trochę tego obserwowałam a Niemcach. Żyłam tam i pracowałam jakieś pół roku...wolałam z Niemcami sztamę trzymać I moi znajomi, aktorzy to potwierdzają. O księżach czy zakonnikach moje zdanie znasz.

      Usuń
    6. dlatego my tutaj też z tybylcami bardziej, a nacjonalaizm, antyszczepionkonizm , propisizm, prokukizm, proziobryzm, prokorwinizm kwitnące w emigracyjnych klikach, unikamy. Brrrr

      Usuń
    7. nazjonalizm of course :P

      Usuń
    8. do tubylców w końcu wyjechałaś Margo, nie do polaczków za granice...

      Usuń
  7. W Atenach pierwszy raz w życiu było mi za gorąco. Jasność mnie powaliła. Wszystko lśniło niezwykłym światłem. A miasto - puste, wyludnione, bez samochodów, bez turystów - byłam tam w niedzielę rano. Dopiero po kilku godzinach pojawili się pierwsi turyści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na tych zdjęciach też nie wyglądam na zachwyconą, na Akropolu zwłaszcza, nie ma się gdzie schować. normalnie żadnego nawet najbidniejszego drzewka oliwnego )))pot leci po dupie, wypieki nienaturalne a ja nie mam zwyczaju nosić czapek, chust, szli, kapeluszy, choć mam tego na pęczki i zawsze targam ze sobą, dopóki się nie poparzę słonecznie albo nie zemdleję. Ciebie Ateny powaliły światłem i gorącem, a mnie, jak napisałam ogromem. No i wyobraź sobie Kalino, że za gorąco było mi zdecydowanie w Rzymie, i w Andaluzji:Granadzie no i na tureckiej plaży.

      Usuń

nie musisz Czytaczu ale możesz ....