kopiuj
wklej...
Wysypałam piasek z walizki, otrzepałam sandały i z żalem wepchałam do pralki,
pachnące śródziemnomorską bryzą
odzienie.
(WRRRÓĆ ...
OTÓŻ NIE ŚRÓDZIEMNOMORSKĄ TYM RAZEM
TYM RAZEM OCEANICZNĄ BRYZULĄ GIGANTEM !!!!)
Za parę godzin włajaż, włajaż kierunek góry,
z ciuchami wyjętymi z pralki, które dosuszę na miejscu...
...
z prędkością światła przeleciałam przez blogi, które czytam
zrobiłam przelewy
odczytałam pocztę
załatwiam sprawy służbowe... no prawie
i
Szczawnica raz.
Nie tłumacz się. Odpoczywaj :D
OdpowiedzUsuńale masz FAJNIE ....odpoczywaj ....ja robię ogrodzenie :)))))))))))
OdpowiedzUsuńW poprzedniej notce obiecałaś opowiedzieć horror... no ale OK. Szczawnica, jak mniemam, już nie samolotem. Czyli szerokiej drogi i dużo słońca życzę.
OdpowiedzUsuńSłońca! W sandałach, w plecaku na nosie! :))
OdpowiedzUsuńW tym upale to nawet Szczawnica nie robi na mnie wrażenia, tylko obszary okołobiegunowe. Baw się, smaż się:-)
OdpowiedzUsuń