Byłabym niegodna dziennikarskobiograficznego miana i byłabym suką wredną nabijająca się z narciarskiej braci, gdybym nie napisała w jakiej ja grupie się znajduję, otóż jestem krzyżówką wszystkich wymienionych uprzednio styli:
- little "nigdy stąd nie zjadę, nie ma mowy, żebym stąd zjechała, co? w dół?? nartami w dół?? mowy nie ma.
- i little "japierdolę ostatni raz" i wiele innych jeszcze popularnych myślę zakrzyków.
To w kwestii fonii. Natomiast w kwestii wizji, no cóż nie mam jeszcze pełnej dumnie wyprostowanej postawy, tylko jeszcze wpółzgiętą ale pracuję nad tym.
... a gdy tylko poczułam się pewniej, płynniej i szybciej oraz jednak nartami w dół, to los mnie
natychmiast upodlił trzykrotnie.
Kto nie ryzykuje nie jedzie i nie pojedzie i nie zjedzie. tak sobie myślę, ba nawet jestem tego pewna.
Powroty bywają trudne ale i bardzo przyjemne. otóż własne wygodne łóżko do spania we własnej wypranej pachnącej pościeli jest bezcenne i nieosiągalne w podróży. wygody naszego domu nie zastąpi NIC i nikt. no chyba tylko wyposażenie hotelu dziesięciogwiazdkowego. Ale wiadomo.
Wszystko mnie boli. nogi, ręce, plecy i dupka.
Wystarczyło TYLKO kilka dni wzmożonego ruchu na świeżym BARDZO powietrzu oraz potrójny wypierdol z przykrywką [jeden miły gość zbierał mnie z górki, bo nadal jeżdżę bez kijów i trudno jest wstać i trudno wypiąć narty...].
Teraz jeszcze tydzień na uporządkowanie domu, pobycie w domku i odespanie wolnego.
i już będzie pełnia szczęścia.
Jak ból pleco-szyjny nie przejdzie, to faktycznie tak się stanie.
Podziwiam strasznie mocno, nigdy bowiem nie miałam nart na nogach. Natomiast wielu znajomych epatowało skomplikowanymi złamaniami. Męża wujek natomiast zerwał więzadło, bo mu własny rodzony syn nadepnął na nartę, wysiadając z wyciągu.
OdpowiedzUsuńTak że ten.
z tym nadepnięciem, to nader częsty proceder jest, kolejka do wyciągów dziki tłum sie kłębi z każdej strony, że oddychać nie sposób... mam farta nic jeszcze nie złamałam ;-)
Usuńale jest to na nartach, deskach nader łatwe...
Ekhhh, tak się powinno spędzać ferie. Ucz się dreamu 😉
OdpowiedzUsuńowszem zmęczyłam się żejapierd...ykam zakwas na zakwasie, ból nóg, pleców i szyjki...ale nie żałuję ... teraz tylko musze dojść do siebie ;-))
Usuńale, że szyjki macicy?.... to ja chyba jednak narty odpuszczę, to już jednak za dużo.... :))))))))))
UsuńZawsze po urlopie dochodzę do siebie, ale o to chodzi 😁
Usuńmacica jednak nie ma z tym nic wspólnego ))))
Usuńw życiu nie miałam nart na nogach;D
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci, ale niech już nie boli;D:*
no mam za swoje cały rok nic nie robię...tylko w wakacje ewentualnie i potem sie dziwię, ze wszystko mnie boli...
UsuńCiebie los upodlił w trakcie czynności nader ważnych. Czuj się wyróżniona, bo innych los w ten sam sposób upodlił na równej drodze. A to już super upodlenie. Dom to dom i nic go nie zastąpi- jakże prawdziwy w swej wymowie truizm.
OdpowiedzUsuńw trakcie walki o zycie ))och tak, dom jest najważniejszy, powroty są piekne z każdego zakątka świata.
UsuńA nie bezpieczniej byloby na saneczkach, takich z oparciem? Na i pod kocykiem, tylek nie marznie, a mozna sie w razie czego doczepic do furmanki. A narty? Przeciez to narzedzie diabla i jest niebezpieczne dla zycia.
OdpowiedzUsuńprawde mówiąc w pewnym wieku, u niektórych w każdym wieku i saneczki sa niebezpieczne dla życia ...;-)
UsuńOch, narty są cudowne, gdy się już wraca do domu... ;-)
OdpowiedzUsuńświęte słowa. i ja generalnie uwielbiam góry bez nart ;-) tyle że lubię spędzać czas z Naczelnikiem a on uwielbia narty, deski ...
Usuń