BYŁ poniedziałek, jak to poniedziałek, niezbyt ten poniedziałek zawsze jest fajny, jak niezbyt fajny byłby każdy początek tygodnia. obojętnie z jaką nazwą. ale ja zrobiłam wszystko, żeby moje poniedziałki były znośne a nawet fajne. czasami tylko coś do szkoły muszę sprawdzić. zaplanować i wykonać i wczoraj dostałam najpierw wkurwa, potem spazmów śmiechu, a na koniec niedowierzania, że to nie jest jednak ponury żart. i spierdolili mi popołudnie.
ALE potem miałam piękny masaż, jak to w poniedziałek, który mnie wyluzował na ile mógł i wróciłam do domu pod kocyk z dobrą herbatą malinową i nalewką malinową, przyniesioną do sąsiada ze wsi... Dooglądaliśmy świetny serial sajens na primie i sobie spędziliśmy przyjemny wieczór w kompletnym zapomnieniu tej żenady.
Teraz, we wtorek rano, Pomyślałam, (gdy się szykuję do placówki), że będą pisać do skutku... trudno. Będą mieć gorsze oceny na półrocze, niż planują... trudno. Bardziej nie mogę. pomimo chęci. Poza tym, czy ja przeżyłam bez znajomości matematyki(źle się zaczęło u źródła a potem poszłooo) ? w jakimś sensie fizyki (humaniści mieli wersje dla opóźnionych) czy nawet chemii(jedna poprawka w szkole średniej) no Przeżyłam. Bez niczyjej pomocy, łaski, bez układów, znajomości, korepetycji(wróć, te miałam z matmy w szkole średniej) z godnością obnosiłam swoje dwóje, i tróje. swoje poprawki i zagrożenia. pamiętam swoje ucieczki, podrabianie usprawiedliwień i omdlenia, gdy Matkajadwiga raźnym acz nerwowy krokiem wracała z wywiadówek...
Pewnie, że nie pamiętam wszystkich upokorzeń i wstydów. Zapewne wyparłam. ale trochę pamiętam. Nie było za dobrze. Nie wróciła bym do ogólniaka za nic w świecie...a dziś bym chciała umieć matematykę. Taka sytuacja. Byłam upartym, charakternym dzieckiem uzdolnionym i ciekawym świata, ale źle urodzonym. Zrobiłam co mogłam.
Uspokoiłam się, że docenią po latach, jak wszyscy. Albo nie. Nie ma się co przejmować, ci co lubią docenią, ci co nie lubią Zapomną.
taka sytuacja.
Wpada kiedyś do mnie mamuśka- nauczycielka na podsumowanie roku pracy z synkiem.
OdpowiedzUsuń- jak pani ocenia postępy syna- zapytuje w te słowa.
- adekwatne do wkładu pracy- odpowiadam bezczelnie.
Z edukowaniem jest, jak z karmieniem dziecka, na łyżeczce podajesz Ty, pogryźć i połknąć musi ono. Dzisiaj ten chłopak szykuje się u mnie do matury rozszerzonej i wiem, że będzie to egzamin, który go nie zestresuje. Przetrzymałam okres lenia, buntu, wszystkowiedzenia i wyje…a, teraz jest w końcy wkład, a i postępy widać, ald mama już nie pyta.
Tak, że ten. Nie Ty jesteś odpowiedzialna za stan ich wiedzy. Albo raczej nie tylko Ty.
Dzieciaki, jak to dzieciaki, takie som i bendom, każdy był i wie.Teraz trochę gorzej z nimi. Tylko Dreamu rodzic pomaga, Wymaga, Wspiera dzieciaka i Ciebie...a wiesz generalnie, ogólnie, to z tymi rodzicami największy urodzaj idiotów.
UsuńWlasnie, uczenie sie to proces, w ktorym uczen powinien swiadomie uczestniczyc, powinien byc aktywny i zmotywowany. Uczenie sie nie odbywa sie tylko w szkole, to proces rozciagniety w przestrzeni jak i czasie. Owszem rola nauczyciela jest w tym procesie wazna ale nie jedyna.
OdpowiedzUsuńNie wiem co ich może zmotywować w obecnej szkole)))) na przykład. punkty, ewentualnie oceny, ewentualnie świadomość. Wczoraj im gadkę motywacyjną palnęłam. ... ale chyba prędzej mnie po niej z pracy wyrzucą.
UsuńA kto po latach pyta o stopnie w szkole średniej? Albo podstawowej? Jakie to ma znaczenie? Pamiętam, jak pani od chemii w liceum odradzała mi farmację, bo dziecko tam jest sama chemia, nie dasz sobie rady. Nie dałabym, gdyby to ona nadal mnie uczyła, na szczęście już na pierwszych zajęciach z chemii analitycznej trafiłam na takie asystenki, że- jak patrzę w indeks- z żadnego chemicznego egzaminu nie schodziłam niżej czworki.
OdpowiedzUsuńMoi rodzice w liceum na wywiadówki nie chodzili, ja sobie nie życzyłam, moja niezapomniana wychowawczyni , wtedy mloda babka, zaproponowała uklad: zero skarg na mnie, żadnej trójki na semestr i rodziców może nie widzieć. Nie poznali się nigdy, wszyscy dotrzymali slowa😊
Znaczenia obecnie nie ma żadnego....ale może się w moich czasach przekładało na liceum, bo wtedy były dwa w dużym mieście a nie 10, jak obecnie i trudno się było dostać .... a w przypadku matury, to się nie zdawało na przykład, dość sporo osób nie zdawało, niektórzy z powodu nielubienia przez profesorstwo. Ogólnie też nie było takiego wyboru przedmiotów, języków i podstawy i rozszerzania, ze wszystkiego było rozszerzenie ))))))) No i były egzaminy na studia, a tych uniwerków to też dużo mniej, niż dziś...żadnych prywatnych studiów płatnych...także summa summarum owszem liczyła się wiedza i oceny też.
UsuńEgzaminy buyły, owszem, ale matura musiała być tylko zdana, nie mialh znaczenia Akademię Medyczną były testy czyli zupełnie inny system niż w szkole. Wszyscy z mojej klasy biol- chem chodziliśmy na korepetycje z umiejętności zdawania testów, zresztą pytania się powtarzały w kolejnych rocznikach.
UsuńDo liceum brano upod uwagę oceny z podstawówki, ale przede wszystkim egzamin wstępny, bo piatkowy uczeń ze słabej szkoły miał wiedzę czasami na poziomie trojkowicza z najlepszej placówki.
Wiesz ja pamiętam tylko walkę o oceny w podstawówce.. że wzgl. Na dobre liceum do którego chciałam się dostać . Ale nie pamiętam egzaminów do liceów. Dziwne.
UsuńEgzaminy wprowadzono w 81. Ja byłam drugim rocznikiem zdającym. Tzw.konkurs swiadectw nie miał już wielkiego znaczenia.
UsuńTy to masz pamięć kobieto ))))
UsuńJa uczylam sie ze strachu, bo ojcic by mnie zabil, gdybym wagarowala czy smiala miec inne zdanie niz nauczyciel. Kiedy oceny byly dobre, "co w tym dziwnego, tak ma przeciez byc", jak tylko troche gorsze, musialam sie nasluchac, jakim zerem jestem. Nigdy nie bylam chwalona, ale dwojek nie mialam, bo naprawde by mnie zabil, obrywalam czesto i za nic, a naprawde nie bylam zlym dzieckiem w porownaniu z innymi, nie sprawialam klopotow wychowawczych. Na studia nie poszlam tylko dlatego, ze nie chcialam kolejnych pieciu lat tej upokarzajacej zaleznosci.
OdpowiedzUsuńPantero żyłaś w przemocowej rodzinie z przemocowym ojcem. Dziś ktoś taki byłby przeze mnie osobiście zgłoszony na policję. Serio. mnie przynajmniej nie bito. ...
Usuńz drugiej strony strach, to jest motywacja. ale straszna motywacja. stresująca zżerająca nerwy i zdrowie... współczuję. czasami dziecko nie da rady, nawet ze strachu. ja do dziś pamiętam ból brzucha...
UsuńNauczyłam się matematyki, kiedy okazało się, że syn potrzebuje pomocy, takiej już mocno zaawansowanej. Na egzaminie z matematyki na studiach dostałam 96 procent, ale już jako dorosły człowiek. Matematyka nie była mi potrzebna, ale miałam trzech wykładowców do tego tego przedmiotu i trudno było nie załapać, a jak już załapałam, to bułka z masłem, a na statystyce, to robiłam wielki ziew. No i moje życie trochę się zmieniło z tego powodu. Miło się zrobiło.
OdpowiedzUsuńo i to jest całkiem dobra motywacja )) bym chciała. Jakiś czas temu marzyłam, żeby napisać książkę do matematyki dla dzieci, metodą przez sztukę. Bo sztuka to matematyka )))
Usuńwtorek mam już za sobą, trochę się działo: najpierw rutynowa jazda na fizjo /tak będzie do poniedziałku włącznie/, potem z kocicą do weta, na koniec wojowanie z do tej pory nie uruchamianym kominkiem... dziś po powrocie z fizjo więcej luzu, może jakieś piwo, może jakaś faja i wtedy sobie dopiero z tym jebanym kominkiem porządnie pogadam: "nu bljad', pagadi!"...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
kocica już wporzo? czy teraz dzień w dzień do weta? na fizjo jeździsz codziennie? coś tak zapamiętałam czy może tylko przez tydzień ,w ramach czegoś tam... interesuje się, bo chyba sama muszę zwiększyć nacisk na mój kręgosłup. kominkiem nie palimy od lat, już się napaliliśmy w życiu ale mamy w razie co...oraz bardzo lubię zimą. powodzenia.
Usuńfizjoreha w ramach NFZ jest ordynowane zwykle na dwa tygodnie /10 dni roboczych, od poniedziałku, do next piątek/, ale uwaga: w wawskim CKR jeśli w tygodniu wypada dzień wolny (np. dzień rozrabiania nazioli), to czarnek lub np. suski /znaczy chuj, synonim taki/: trudno, przepadło... tu jest inny układ = 10 to plugawy krystyn /znaczy kurwa/ 10 dni, ściśle arytmetycznie jest, sztuka ma być sztuka...
Usuńkocica dyssymulowała znakomitą formę już wczoraj, jak tylko zobaczyła kontener, ale nie ze mną takie jazdy... no cóż, na razie dałem jej zastrzyki /druga porcja/, dalszej sraczki jeszcze nie miałem okazji zaobserwować, a za parę godzin mam mieć od weta wynik badań kupy i ewentualne dalsze korekty terapi...
biedna kicia. najadła się czegoś już kiedyś ci pisałam, że moje koty maja takie rewelacje, gdy coś zeżrą na zewnątrz, myszkę?
Usuńjesteś pewna, że to napisałaś?... to znaczy tak: kot na wsi powinien mieć zakaz jedzenia myszek pod karą sraczki... bardzo ciekawa koncepcja... LOL...
UsuńTak jestem pewna kiedyś u Ciebie...albo u mnie ))
Usuńtak poważniej, to nawet wiejskie koty domowe, czy przydomowe tych upolowanych myszek, czy innych stworków raczej nie jedzą, co najwyżej nagryzą i jakiegoś robala mogą od tego wyłapać, ale jakoś nie wyobrażam sobie, aby im tego zabraniać i to upilnować...
Usuńmoje jedzą (((( WSZYSTKO
Usuńnasze niby zasadniczo też, ale bywają takie rzeczy, które jeden kot zje chętnie, a drugi popatrzy i wykona gest grzebania łapą obok tej rzecz, spojrzy z wyrzutem i pójdzie sobie... a w kocim języku to oznacza mniej więcej: "weź wypierdalaj, co ty mi tu za gówno serwujesz?"...
Usuń...
a w wracają do kocicy, to już jest po kryzysie, klocek prawidłowy, a ten zbadany u weta czysty od robali i innych czarneków, niemniej jednak jutro dam jej jeszcze ostatnie dwa zastrzyki, tak kazał wet, poza tym zapłacone, nie może się zmarnować...
wróć... jeden nasz kot nie je wszystkiego... około dziewięć lat był niewychodzący, ma gęgniętą kanalizację i jest na wet-diecie, jest tak uwarunkowany, nawet jak mu się podsunie inny koci smakołyk, to nawet nie kojarzy, że to "jedzenie", ale za to nie ma sraczek i weta nie trzeba z nim jeździć z tego tytułu :)
Usuń