Telefonem nie lubię pisać. Dlatego dziś głównie zdjęcia. Ze szwendania się po Klajpedzie. To piekne miasto portowe z dużą ilością hoteli i knajpek. Starówka przepiękna. Przypomina mi w klimacie moje miasto rodzinne bo to były Prusy Wschodnie.
Żurawie portowe w dużych ilościach widać zewsząd. Tu akurat siedzimy na promie. A prom nas przepływa do Muzeum morza. O nim osobno. Zdjęć natrzaskakam przyrodniczych że klękajcie narody.
Wizytę w muzeum podzieliśmy na dwie tury. Dziś tam wrócimy na spotkanie z delfinami przy okazji szlajania się po mierzei jeśli pogoda dopisze.
W trakcie zwiedzania towarzyszył nam ukrop 30 stopniowy. Sporo czasu spędziliśmy też w porcie na dobrym winie kawie szarlotce z lodami waniliowymi...
Lanczowo zapodałam sobie chłodnik po litewsku a Naczelnik kolduny wiadomo.
Potem na promie powrotnym nastąpiło urwanie chmury. I zmiana aury. Co mnie. ZMieliło. W hotelu padliśmy ma dwie godziny.
Zrobiłam 15 tysięcy kroków, co dla mojego organizmu jest szokiem kulturowym. Telefon sie ucieszyl i natychmiast wlaczył tryb treningowy a to byla pnad 3km prosta z muzeum do promu. Knajpki w pasażach to maleńkie cuda. Pasaże to ładnie zakomponowane miejsca. Ale mamy już też swoją lokalną klimatyczną mordownię. Z dobrą muzą.
A teraz postanawiam spać dalej...