Piszę w niedzielę o dniu wczorajszym. Cały czas zauroczona miejscem w którym spaliśmy a z którego ciężko nam było wyjeżdżać.
Sami w takim dużym meandrującym fiordzie u wrót Atlantyku. Coś pięknego.
To zdjecia z drona, którego puszczaliśmy o ..22.00. Siedzieliśmy sobie długo w noc
🤣🤣
na krzesłach okutani kocami i gapiliśmy się w nasz telewizor, czekajac na wieloryby.
A więc sobota.
Wyjeżdżamy z campa dość późno, zabarłożyliśmy dnia poprzedniego i ogarniamy auto i siebie. Przed nami przede wszystkim Langøya.
No i w zasadzie nie piszę dziś za dużo, bo jesteśmy znów w fajnym miejscu, siedzimy nad jeziorem z winem. Za chwilę ciepła kolacja za nami wrażenia widokowe, że klapki spadają. Może wreszcie poczytam książkę bo od początku tempo jest takie, że nie otwarłam żadnej.
Tak więc dziś zdjęcia. Dużo. Aura była nierówna to i zdjecia też będą. Padało, mżyło, świeciło słońce.
I tu znów natknęliśmy sie na wypady ribem na wieloryby.

































Książki serio? Nie uciekną. Piszesz swoją własną o podróży marzeń. Oglądam z zachwytem.
OdpowiedzUsuń🙂 czasem trzeba odpocząć od piękna i zachwytów 🙃 jeśli kapie i człowiek siedzi w aucie.....to czyta książkę. Fajnie, że czytasz.ciesze sie.
UsuńNaprawdę nie trzeba nic więcej dodawac- czyste piękno.
OdpowiedzUsuńO tak, tu regularnie mnie zatyka...
UsuńWidoki niesamowite, a pogoda jak u nas w Zawoi ;-)
OdpowiedzUsuńChyba tyko przyroda potrafi tak zapierać dech i wzdycha się co chwilę.
A gdy do tego leżaczek i winko? Bajka!
Poelno przyrody jest uniwersalne. I faktycznie zapiera dech.
Usuń