Duży się prawieobraził,
że jak to ja nie tryskam szczęściem i radością i nie skaczę pod sufit z powodu wyjazdu na mazury.
Że będzie wiało i lało i będzie żeglowanie pełną gębą, a temperatury w okolicach dwudziestu (nareszcie) dadzą przyjemne wytchnienie... i że zjemy w czarnym łabędziu i ble ble ble.
gdy przegnę w jakąś stronę, to potem mnie na kilometry odrzuca
a, że mam tendencje do przeginania to i ciągle coś nie kaman.
muszę popracować nad asertywnością w stosunku do własnej osoby.
No to w nocy na Wilkasy wyruszamy.
Chałupa ogarnięta, matka Jadwiga właśnie wysiada z pekapu...
udanego wyjazdu i słońca, ale w przyzwoitych ilościach:***
OdpowiedzUsuń:))) bo facety tak mają :))) musisz pełną piersią cieszyć tym, czym oni :))))
OdpowiedzUsuńjasne, jasne tylko facety....kobitki to lubią stonowany entuzjazm
OdpowiedzUsuńhttp://www.mariuszkrawczyk.pl/index.php/blog - bardzo fajne zdjęcia z sofftu i homofutblikusa :) Gucio
OdpowiedzUsuńRozumiem doskonale niechec do kilometrow..ja zaliczylam w lipcu tysiace, jesli nie kilkanascie..Sprzyjajcych Mazur Wam zycze!
OdpowiedzUsuńps. Piekne zdjecia ponizej:-)
dasz radę :) ... i szanowanie dla matki Jadwigi ...
OdpowiedzUsuńjakie Wilkasy? byłam kiedyś w Wilkasach, ale chyba tych południowych;-);-);-) ps. Ty nie chcesz na mazury, a ja chcę byle dzie.. bo uw u weta to wątpliwy relaks.. pies szwankował, samochód szwankował, po wszystkim kasa szwankuje, i trza łorkać od nowa.. nie marudź tylko jedź ooooooooo;-)
OdpowiedzUsuń