sobota, 24 września 2022

Puk, puk tu śliwki. a tu równonoc jesienna.

 I tak znalazłam się wczoraj na pograniczu jesieni,
magiczne 23 i czterdzieści i cztery rozpoczęło równonoc jesienną,
ekliptyka Wagi zadryfowała po niebie. JESIEŃ pełną gembą(Równonoc jesienna w 2022 roku wypada w piątek 23 września. W dniu równonocy jesiennej rozpoczyna się jednocześnie astronomiczna jesień. W tym roku to także pierwszy dzień jesieni kalendarzowej). 

 I tak znaleźliśmy się w czarnej dupie. Teraz już tylko ciemność i mrok. Popaliłam wszystkie świece w domu.

Teraz już tylko ciemniej i ciemniej ale nie popadajmy w rozpacz. Witaj Jesieni. Wczoraj się napiłam wina i dziś się napiję z koleżankami na Powitanie jesieni: niech się Jesień rozsiędzie. 

Przygotowałam pizze, wegańskie pierogi z ciecierzycą oraz ugotuję makaron z krewetkami i własnym pesto. Pesto robię z naszej bazylii ogrodowej, która rośnie jak popierdolona. Ścinam ją przez całe lato, Wieszam u powały, na belkach i suszę, oraz wstawiam małe słoiczki pesto do zamrażalnika. na zimę. 

Dom pachnie bazylią i powidłami śliwkowymi. za chwilę wszędzie będą stały dynie. na taras sypną się kolorowe liście ... na razie cały czas czerwienieją maliny i rośnie  rośnie rośnie pigwa na drzewie.

Wczoraj do 24 - ej przypalałam powidła z węgierki. Dziś zapakuję je do słoików, bo w zlewie już czekają kolejne śliwki a pod drzwiami wejściowymi stoją kolejne węgierki, Bang, bang. Śliwkowe szaleństwo powidłowe się rozkręca. Zdaje się na dwa gary będę od dziś smażyć. 

[Właśnie skasowałam cały duży post i usiłuję sobie odtworzyć ale nic na siłę a nawet wręcz przeciwnie, chyba mi przeszło kopanie szatniarzy].].

Byli mężowie bywają padalcami(tak, ten fragment jednak odtworzę). Przeczytałam na jakimś blogu, że były mąż nie dość, że rzucił starą żonę dla młodszej żony, to jeszcze postanowił ją dręczyć zamieszkując w domu obok !!??

Ja znam inną historie:  mąż znalazł młodszą i żona znalazła młodszego :-P Była Żona kupiła dom na wsi i zamieszkała z młodszym niemężem. była i jest bardzo szczęśliwa i kochana. Młodszy niemąż jest przystojny i nie wygląda jak stary dziad ;-) a tymczasem stary mąż usiłował zakupić dom w tej samej wsi. Potem wepchnął dziatwę swoją do szkoły w której pracowała była żona. Słał maile, rzucał zaproszeniami na FB i zapraszał do nowego domu, UWAGA !! pod nieobecność żony. Była żona robiła wszystko, żeby się odciąć od byłego męża. Bo zauważyła, że traktuję ją(o zgrozo) jak byłe kochanki, które nie były jeszcze żonami. Że teraz Ona znalazła się po drugiej stronie. Walnął focha, gdy przeczytał o sobie na blogu byłej żony niemiłe rzeczy. Ale spokoju nigdy nie miała i nie ma. A miało być tak pięknie, tak cywilizowanie, tak na poziomie(na początek otwarte małżeństwo ekhm) a wyszło jak zwykle, wieśniacko. I kto mi powie o co chodzi z tymi byłymi mężami ?? żadnej odpowiedzialności cywilnej za swoje czyny. Żadnej skruchy. Jakby im dobrze robiło, że byłe żony tarzają się w rozpaczy, bez nich, byłych mężów. a uwierało szczęście oraz powodzenie BYŁYCH żon. Czasami posuwają się do takich absurdów, że wypisują w mailach do byłych żon,  jacy to są nieszczęśliwi, zatyrani i jak im ciężko z gromadą dzieci z drugą żoną w późnym wieku. OBUCHACHA. sam chciałeś grzegorzu dyndało. Bardzo podobna historia bardzo, prawie moja 😂

Dziewczęta opowiadajcie, jak tam sprawy z BYŁYMI mężami. Im bardziej krwawo tym lepiej. Nie lubię tego typu ludzkiego. Ja się zdziwiłam, gdy zobaczyłam swojego byłego męża pewnego dnia, po dłuuugim niewidzeniu. Normalnie szok. Wyglądał, tak sobie ale stylówa to mu się nie zmieniła, marynarki wciąż z lat osiemdziesiątych )))) i po tym go poznałam :-P


63 komentarze:

  1. W kwestii byłego męża mam małe co nieco.
    Została mi po nim deprecha i nerwica, bo był skurwysyn psychicznie przemocowy. A ja się nie pokapowałam, w czym siedzę przez 11 lat. W końcu sie połapałam i postanowiłam ratować siebie i dziecko. Po rozwodzie najpierw był cacy, przychodził często w odwiedziny, robił nam zakupy, dbał o córkę, dawał na nią kasę bez szemrania i niby to "przyjaźniliśmy się". Do momentu, w którym ocipiał (po ojcu) i zaczął snuć swoje własne teorie spiskowe. Dzwonił do córki i sączył jej jad w uszy, a ona ryczała, bo się bała. W końcu się o tym dowiedziałam i spuściłam gada ze schodów. Obraził się więc... na własne dziecko jak przedszkolak i nigdy więcej się nie pojawił. Córka żyje w przekonaniu, że jej własny ojciec ma ją w odwłoku, ja dochodzę do siebie psychicznie, a on już całkiem zwariował. Od czasu do czasu spotyka go moja koleżanka. Mówi, że odbiło mu już zupełnie, snuje teorie najnieprawdopodobniejsze i jest męczybułą do sześcianu. Ja widziałam go ostatnio jeden, jedyny raz - na szczęście z okna autobusu. I nie mogłam się dość nazachwycać. Wyglądał jak totalny kloszard albo żul. Czasy mojego mażeństwa to tak ciemny okres w moim zyciu, że wypieram je ze świadomości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. I współczuję deprechy ale pomyśl kochana że miałaś siłę i odwagę od niego odejść i spuscilas go że schodów🤣🤣🤣 Brawo !!!!mocarna z ciebie baba😘😘😘😘

      Usuń
    2. I jeszcze dorzucę, choć to wiesz, bo mądra z ciebie kobieta, że trzeba gadać ze specjalistami. I to jest do chuja niepodobne, żeby jakiś żul cię doprowadził do Stanów lękowych. Nerwicowych i depresyjnych A weź go gnoja wywal z głowy i żyj wolna. Dasz radę. Wierzę w ciebie. Kobiety to wojowniczki.

      Usuń
    3. Spuściłam go ze schodów metaforycznie, ale skutecznie. Siłę i odwagę miałam ot tak sobie, same przyszły i bez bólu. To na małżeństwo trzeba mieć siły i odwagę, nie na rozwód!

      Usuń
    4. Ja uznaje zasadę odcięcia. Było, minęło, nie ma kontaktów, cywilizowanych pseudoprzyjazni itp. Jak dzieci chcą to proszę bardzo, nie bronie, nie zohydzam, ja nie chce. Moi byli to główne psychopaci z wybitna triada, lekarze samouwielbiajacy się lub zakompleksieni wieśniacy. Może żyja, może nie, nie obchodzi mnie to.
      Męża miałam tylko jednego przed obecnym, w wieku 19 lat wyszłam za mąż i zaraz wróciłam, za przemocowca, który uderzyl mnie gaśnicą pianowa w głowę i udawal następnego dnia, że nic się nie stało. Moja mama wzięła sprawy w swoje ręce i oznajmiła, że albo znika i daje mi rozwód bez żadnych problemów, albo ona, jako psychiatra w klinice, razem z kolegami tak go urządzi, że skończy jako śliniące się na lekach warzywo na przymusowm leczeniu. Tchórz się oczywiście zwinął. Nie poznałabym pewnie na ulicy.

      Usuń
    5. Repo-wyszłam tylko raz za mąż, na zasadzie: weszliśmy urzędu stanu cywilnego bez zbędnych ceregieli z ulicy z 2 przyjaciół. nikt nie wiedział. żadna rodzina. to była zwykła formalność i choć było uczucie...się nie udało. Bywa. Więcej nie wyszłam. Nie potrzeba mi było żadnego wiązania się oficjalnego i miałam serdecznie dość, bo rozwody bywają trudne. Teraz musimy coś postanowić z Naczelnikiem albo notariusz albo ślub gdzieś daleko, sami na wyspie ))) Matkajadwiga drugi raz zostanie pominięta, no cóż. życie.

      Usuń
    6. Frau Be, no siłę i odwagę jednak nie każda ma. oj nie każda. Formalne wiązanie się to nie jest zabawa a już gdy pojawią się dzieci, to się robi poważnie na maksa. nie zawsze mozna wyjśc, kiedy się chce.

      Usuń
    7. ten anonim, to ja. Znów coś się miesza i nie wchodzi i problem z komentarzami.

      Usuń
  2. A propos drugiego komentarza - już dawno jest wyrzucony. Nie myślę o nim od kilkunastu lat. Wywaliłam kloszarda z pamięci. Ze specjalistami gadam już od dawna, leki i terapię przerabiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zupełnie serio mówię, że nie każda ma siłę a całkiem sporo ma syndrom ofiary.

      Usuń
    2. Owszem. Na przykład moja przyjaciółka. Klasyka syndromu sztokholmskiego.

      Usuń
    3. też mam takie znajome.

      Usuń
  3. Którego byłego? Pierwszego w dwa lata po ślubie wywaliłam z domu, bo on przemocowcem był, a ja dosłownie ratowałam dziecko. Po perypetiach rozwodowych i alimentowych poszedł i tylko raz go widziałam na pogrzebie teściowe ( po 30 latach niewidzenia). I dzieckiem się nie interesowała w ogóle, co tylko na dobre synowi i mnie wyszło.
    Drugi, po 12 latach małżeństwa zmarł na zawał (trzeci) no i została po nim córka ( miałam 36 lat). Tyle. W tych wszystkich nieszczęściach miałam to ogromne szczęście, że nie muszę przeżywać to, co niektóre byłe żony.
    No i Jaskół z dwiema poprzednimi żonami żyje na przyjacielskiej stopie. On się nie narzuca, one też. Ja staram się pokojowo też się nie narzucać i jak najmniej sugerować, a są wspólne wnuki ( żon i Jaskóła:).
    Moje dzieci o swoich ojcach mało mówią. Chyba nieszczególnie zapisali się w ich życiu. I ja też nie mam ochoty na wspominki. Oba małżeństwa pozostawiły we mnie osad. Ale to już zupełnie inny temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz doczytałam, że ci mężowie- pierwsi- to takie gady, co to macho udawali, a jak tylko tupnąć, to ogon pod siebie i chodu.

      Usuń
    2. :-) chyba często pierwsze trafienie bywa rozczarowaniem.

      Usuń
    3. i nie przerabiamy tu jednak jednego bożego scenariusza z cyklu żyli długo i szczęśliwie. mam ogromny szacunek dla kobiet, które się nie dają. które mają odwagę i sile się postawić i pozwalają krzywdzić ani siebie ani dzieci. a przecież w kraju tutejszym nadal mentalnie kk rządzi i rodzina, oraz "bo co ludzie powiedzą" i przemoc domowa ma się doskonale.

      Usuń
    4. oczywiście NIE pozwalają krzywdzić ani siebie ani dzieci. Nie wyspałam się tragicznie, bierze mnie choróbsko jak nic, gardło, temperatura oraz zwykły kac ))bo wczoraj posiedziłyśmy i wypiłyśmy trochę wina.

      Usuń
    5. Zmartwiłaś mnie tym "braniem" przez choróbsko, przecież nie tak dawno chorowałaś porządnie. Mam wrażenie, że nie do końca jesteś wyleczona po poprzedniej chorobie. Kac nie ma tu nic do rzeczy. Wino raczej nie jest przyczyną temperatury- to penie to ciepło w domu i zimno na dworze- zanim człowiek wejdzie w ten rytm, musi chyba porządnie się przeziębić.
      Mam nadzieję, że spotkanie się udało.
      A jak się wychodzi za mąż kiedy ma się 19 lat i tylko dlatego, że dzieciak w drodze, a rodzice się dogadali, bo faktycznie 'co ludzie powiedzą' i zadecydowali za nas wbrew naszej woli, to nie ma się co dziwić późniejszemu rozwodowi. On robił wszystko, by mi to małżeństwo i siebie obrzydzić, chodził na boki, nie wracał do domu, nie dawał forsy na życie itp. był przemocowy wobec dziecka ( maleńkiego), bo wobec mnie się nie odważył, a ja byłam zajęta dzieckiem, maturą, egzaminem na studia i pobłażałam. Do czasu. Przyszedł moment, spakowałam mu bambetle i wystawiłam za drzwi. A nasi rodzice przyjęli to ze stoickim spokojem, jakby spodziewali się tego. Nie rozwód, a ślub był dla nich najważniejszy. Takie czasy. I powiem Ci, że pierwsza teściowa była tą najbardziej w porządku wobec mnie.
      Pierwszy był uroczy, przystojny, ale durny i egoistą, drugi był snobem, wyrachowanym snobem, który przy mnie i przy mojej rodzinie wygodnie się urządził. I przełknął nawet to, że byłam rozwódką z dzieckiem ( kiedyś mi powiedział, że gdybym była panną z dzieckiem, to nie ożeniłby się ze mną, co mnie zszokowało, bo ja byłam sobą niezależnie od stanu cywilnego). Każdy z nich po ślubie żył swoim życiem (egoistycznym "kawalerskim") i nie miał zamiaru zmieniać się tylko dlatego, że wziął ślub. Ale takie rzeczy wychodzą potem, a trakcie małżeństwa.

      Usuń
    6. rozłożyło mnie jak cholera, gardło znów i kaszel, przede wszystkim okropny kaszel ... no i siódme poty. nie mam siły. cała niedziele przespałam. Impreza sie udała.

      Usuń
  4. aha... to tu nie pogadamy, bo moje rozwody/rozstania zawsze były aksamitne, nigdy powodem nie była przemoc, zdrada, kasa, czy jakieś inne standardowe numery, które ludzie wycinają swoim partnerkom, czy partnerom, z dwoma Byłymi kumplujemy się po dziś dzień, a moja Obecna jest zdrowa psychicznie, czyli nie jest zazdrosna o te kontakty, ani żadne inne z innym znajomymi kobitkami...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no proszę, jaki fajny z ciebie gość. wiem że ja tak jednostronnie poleciałam, wybiorczo kobiecym rozczarowaniem ale akurat sporo jest do opowiedzenia w temacie.

      Usuń
    2. ależ no problem, po prostu taki wybrałaś temat...
      aczkolwiek oprócz wspomnianych miałem też w życiu babencje, z którymi bywały problemy, z jedną nawet poważny związek i gruby problem, ale w tym przypadku to był mój wybór, moja decyzja, wiedziałem, co ryzykuję i zbyt pozytywnie wtedy myślałem, tak wiec trudno mówić o rozczarowaniu, jeśli już to rozczarowaniu swoim zbytnim optymizmem... ale z nią też się rozstałem aksamitnie, nawet jej raz pomogłem w chwili, gdy już nie byliśmy razem i żeby było zabawniej, wymogła to na mnie jej następczyni :)
      ...
      tak ogólnie, to nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie się wkręcają w związki, które potem okazują się bezsensowne... co więcej, nie ma też jednaj recepty na to, aby nie wkręcić się w uzależnienie emocjonalne lub syndrom sztokholmski, gdy partner/ka okaże się nagle takim potworem...
      wiesz, miałem kiedyś romans z dupencją, którą małżonek /klasyka!/ pił i bił, a ona od niego uciekła... romans trwał może jakiś kwartał, po czym ku mojemu zdumieniu laska do niego wróciła, paradoksalnie... to był właśnie książkowy przykład syndromu sztokholmskiego, a ja jeszcze wtedy się na tym nie znalem i w ogóle nie pojmowałem, o co chodzi :)

      Usuń
    3. nie ma. bo być nie może. każda historia jest odosobnionym przypadkiem, choć można je pogrupować w syndromy na przykład. syndrom Ofiary jest dość częsty.

      Usuń
    4. tak, cząstkowe odpowiedzi istnieją, ale nawet zebrane do kupy nie wyjaśniają całości... tak samo też istnieją sposoby na nie wkręcanie się w takie sytuacje, ale nie każdy sposób działa u każdego...

      Usuń
    5. otóż to. z drugiej strony naród tutejszy jednak mało się zna, że tak to ujmę, nie jest zainteresowany mechanizmami i nie chce rozkminiać dlaczego się nie udało, oraz co należ widzieć oraz nie udaje się po pomoc, tak często jakby wypadało. unika specjalistów, często wystarczy ksiądz. i takie tam.

      Usuń
    6. psychologicznie to często jest tak, że ludzie nie kierunkują się "na osobę", tylko "na związek" /drugie piętro to "na rejestrację", czyli na ślub/... nie chodzi im o to, a przynajmniej nie jest ich priorytetem bycie z tą drugą osobą, ale bycie w związku... efekt jest taki, że poznając nową osobę od razu nastawiają się i prą na ten związek jak opętani /jest jeszcze druga strona bajki, czyli obrona za wszelką cenę przed związkiem, ale to osobny temat/... i gdy w końcu ten związek zaistnieje, to po jakimś czasie przychodzi taki moment, że mimo tego związku okazuje się, że osoba nie ta, o którą miało chodzić :)
      innymi słowy: ktoś (a jest takich wiele/u) myśli, że jak będzie w związku, to będzie dobrze, ale po jakimś czasie zauważa, że wcale nie jest dobrze, bo tak naprawdę nie chodziło o bycie w związku, tylko o to, żeby było dobrze... i teraz jest problem, bo taki ktoś tkwi sobie w tej dziwnej sytuacji i nie wie, co z tym wszystkim ma robić, a gdy jeszcze związek jest rejestrowany, to już kompletna amba, nie wspomnę już o dzieciach, które przy okazji mogą się pojawić, bo wtedy to już przesrane po całości, LOL...
      ...
      a można tego wszystkiego uniknąć w banalny sposób... spotyka się dwoje ludzi, jest im fajnie ze sobą teraz, to czemu nie spróbować powtórzyć, a jak będzie niefajnie, to zamykamy sprawę i po zawodach... a jak będzie znowu fajnie, to bawimy się dalej... i tak krok, po kroku robi się z tego jakiś związek i nie ma nawet potrzeby tego nazywać "związek", po prostu "jest się ze sobą" i już... rzecz jasna nieźle jest o tym sobie ze sobą pogadać, w końcu komunikacja to jeden z filarów, ale tak powstałe związki bywają najbardziej udane...
      przy czym warto też zauważyć przy okazji, że "udaność" nie musi oznaczać trwałości aż do deda jednej ze stron, co więcej, nawet jak coś nagle pójdzie nie tak i związek rozleci się z hukiem, to wcale nie przeszkadza aby ocenić go jako udany...
      ...
      to tak szkicowo omówiłem. laboratoryjnie i jak widać zupełnie to nie pasuje do (chorych, a przynajmniej nie do końca zdrowych) wzorców kulturowych, których usilnie trzyma się wielu ludzi...

      Usuń
    7. p.s. mnie w tym wszystkim nie pasuje tylko jedno: całe mnóstwo kobiet /chłopów też, ale jakby takich jest mniej/, gdy się sparzą na jednym, to skreślają potem wszystkich... ba, nawet mizianko, takie dla sportu, dla higieny psychicznej sobie odpuszczają... a to często są wciąż fajne baby, więc za bardzo sensu nie widzę w takiej ich dalszej strategii na życie... a przecież drugiego (życia) już nie będzie, więc whaddafuck? :D

      Usuń
    8. bajdałejah:
      pojawiłem się wreszcie u siebie na forum na samym końcu, jak masz czasochęć, to ya're welcome :)

      Usuń
    9. Ty sie pojawiłes a ja znikłam, bom chora i odpadnięta. W życiu chodzi o to, by żyć szczęśliwie, według własnych zasad a nie według chorych wzorców kulturowych, rodziny czy wreszcie opdowiedzialnego za wszystkie nieszczęścia kk. Związki byłyby dużo fajniejsze, gdyby nie przymus, papier, no i dzieci niestety...ale trafiają się też wariaci, przemocowcy.

      Usuń
    10. i apropo,s związków mam podobne podejście, tylko nie zawsze jest to takie proste, i oczywiste, że oboje mają to samo zdanie i są w tym samym miejscu. Czasami jedno nie chce już a drugie nadal chce, czasami jedno ma dosyć a drugie będzie mu piekło z życia robić, bo odeszło...ech z ludzi wyłażą paskudne rzeczy przy rozstaniach czasami.

      Usuń
  5. Ejjjj...! Wcięło gdzieś mój komentarz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. znalazłam i nie wiem czemu wpadło do moderacji??

      Usuń
  6. Nie mam zadnych bylych mezow, wciaz ten sam od 41 lat. Strasznie nudne mam zycie, w przeciwienstwie do Was. Mam za to jednego bylego, ktory zostal nawet moim narzeczonym, ale w pore sie ujawnil z przemocowoscia, zwlaszcza po glebszym (a lubial sukinsyn zagladac i to tak skutecznie, ze juz nie zyje). Szybko sie wyrwalam z tego zwiazku, latwiej i taniej bylo niz z malzenstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam Pantero )))))))))))))))))) ale WIEDZIAŁAM, że to napiszesz, serio. Czekałam cierpliwie. Chyba ważna jest w przypadku tego pierwszego wyboru, rodzina. Matka sensowna a i ojcowie bywają pomocni niezwykle. Nie tak łatwo się wyrwać z przemocowego związku. I to co mnie zastanawia. Każda z nas tu koment. się o taki związek otarła lub zaliczyła. czyli sporo tego jest w kraju tutejszym i w ogóle. U mnie była przemoc psychiczna, manipulowanie. ale nie mam pewności do końca co to było? z pewnością nigdy żaden z moich facetów mnie nie uderzył. zrobiłby to tylko raz. pierwszy i ostatni. i sam niebyłby wyszedł bez szwanku z tego zdarzenia.

      Usuń
    2. dlaczego "nudne"?... czy bycie ze sobą 41 lat ma oznaczać, że było i jest nudno?... rozumiem, że to był tylko żart taki, bo tak na poważnie to zgodzić się nie mogę... tak naprawdę, to taka liczba, jak np. 41 nie niesie ze sobą żadnej informacji, czy ta para się ze sobą nudzi(ła), męczy(ła), czy też była i wciąż jest na zajebistym haju przez te lata...
      p.jzns :)

      Usuń
    3. "Nudne", bo inne to majo mezow, zwiazkow, partnerow, kochankow po kokarde, w ich zyciu sie dzieje, a ja co? Nie zebym znalazla jakis ideal, ma facet wady jak kazdy, ale chwilowo nie planujemy rozwodow.

      Usuń
    4. Jeeee. Lepszy staly nudzierz niz wesoly pretendent na eksa! Zero rozwodow a zycie i tak sie toczy!

      Usuń
  7. Przyznam się z zażenowaniem, że nie mam byłego męża. ;-)
    A byli faceci albo zaginęli w otchłani czasoprzestrzeni, albo mam z nimi układy znośne.
    Najbardziej poprzednio ukochany były po latach nawet mi pięknie nareperował prawe kolano jako ortopeda z zawodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i mnie wystarczył jeden i potem już luźne związki ;-)

      Usuń
    2. cały czas coś się mieli z tym blogerem

      Usuń
  8. Ach dużo by pisać,podam jeden przykład mój zaproponował,że zaadoptuje mojego syna ,którego miałam z jeszczcze nie mężem i nawt da mu swoje nazwisko BUAHAHA.Natomiast mój obecny już mąż powiada ,że nawt go lubił?????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no ale to chyba chciał dobrze :-) zwłaszcza że Twój obecny mąż go lubił.

      Usuń
  9. Nie mam bylego! Za maz mi sie nie spieszylo, nikt nie nalegal, dziecko nie bylo w drodze, kobierzec mnie przerazal a nie pociagal. Mialam czas poznac zycie ale bycie w zwiazku jednym wymaga kompromisow. Z obu stron rowno. Niektorzy to nazywaja patnerskim zwiazkiem, ktory wlasciwie nie wymaga nawet zadnych slubow. Prawo jest jednak twarde i zalegalizowanie zwiazku pomaga znacznie rowniez przetrwaniu zwiazku. Dzieci? Dzieci dorosna i sie usamodzielnie choc zwykle zachowaja sposob traktowania sie rodzicow, gdy nadejdzie godzina Ho, wtedy postepuja podobnie. My obydwoje jestesmy od pokolen jednozwiazkowi co to tylko *smierc rozlacza* wiec pewnie tak tez postepujemy bo nie znamy czegos innego. Co lepsze? Kazdy z nas jest inny przeciez.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Echo, i ja bardzo późno miałam tego pierwszego męża i jedynego, bo mi się odechciało formalnych związków. Od wyprowadzki traktowałam partnerów, jak trzeba, czyli nie na wsiegda. i w osobnych swoich mieszkaniach. oraz tak się dobrze czułam sama, że miałam problem z wprowadzeniem się Naczelnika. Partnerski mówisz. Ostrożna jestem z nazywaniem. mój jedyny związek małżeński zawarty w urzędzie w żadnym tam kościele,miał być otwarty. taaak. Jest prościej nie legalizować. Ale prawo w kraju tutejszym ...więc nie wiem.

      Usuń
    2. Jedynie przekalkulowanie na zimo co bardziej sie oplaca, zdecydowac sie i ponosic konsekwencje decyzji na dobre i na zle. :)))) Wszystko jedno jak postanowicie, zycze powodzenia! Pozdrowienia z pieknej jesieni.

      Usuń
  10. Szczerze mówiąc, to ja nawet nie mam pojęcia, dlaczego z Jaskółem wzięliśmy ślub. Jego trzeci, mój trzeci.
    Może dlatego, żeby zamknąć rodzinom gęby ( absurd w naszym wieku to zamykanie gąb), ale chyba nie, bo braliśmy go bez wiedzy rodzin, tylko my i świadkowie. Może przez te przepisy, głównie dotyczące zdrowia, odwiedzin, informacji dla bliskich? Zupełnie nieprzystające do współczesnych "rodzin".
    Naprawdę nie wiem, ale wiem, że ten związek jest zupełnie inny od poprzednich na wielki plus.
    On rymsnął na kolana (z reklamówką w ręce, bo już wyjeżdżał, ale chyba sobie przypomniał, że coś ma załatwić i tej reklamówki nie odłożył) i zapytał wprost czy wyjdę za niego, a ja tak zgłupiałam, że bez namysłu powiedziałam: "No jasne". Głupieje się w każdym wieku, a w przypadku takich oświadczyn to już na maksa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ))) Jaskółko, to bardzo urocze. Jesteście oboje już zaprawieni w bojach i chyba wiecie NAJLEPIEJ co wam potrzeba. prawda? Poważnie się zastanawiam,co zrobić teraz. czy notariusz, mniej romantycznie czy ślub ))

      Usuń
    2. Jaskółko, piękne te oświadczyny z reklamówka 😍

      Usuń
  11. Mam jednego męża, poznaliśmy się gdy mieliśmy 19 lat i bardzo szybko zostaliśmy parą. I tak już trwa długo, długo ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widocznie sobie wystarczacie :) i dobrze Wam razem. nie rozumiałam tego, dopóki nie spotkałam Naczelnika.

      Usuń
  12. Mój były, mitoman i przemocowiec... nie ma czego już wspominać, wyparłam z pamięci i nie mamy kontaktu. Chyba bym go już nie poznała na ulicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Margo i ja w pewnym momencie nie chciałam już kontaktów. Ale mi się wtrybil w życie. Żonę chciał wcisnąć do mojego miejsca pracy, dziecko wysłać na kolonie..taki pseudowrazliwy typ. Bez empatii. Albo buc nadęty. Sama nie wiem ? Cieszę się teraz że nam nie wyszło 😂

      Usuń
    2. Wiesz, my mamy wspólne dziecko, zrzekł się praw rodzicielskich, wychodząc z sądu deklarował, że będziemy w kontakcie, bo niby bardzo chciał, na szęściie wtedy kontakt się urwał. Zostało tylko nazwisko córki. ale jakoś to uniosłam.

      Usuń
    3. Miałaś szczęście, Margot. Znam przypadki, gdy taki tatuś budzi się po wielu latach i zaczyna dodawać swoje trzy grosze do życia dziecka (które już dawno dzieckiem nie jest)

      Usuń
    4. tak, jestem podobnego zdania do Kaliny. Albo na łożu smierci...

      Usuń
    5. latego wnioskowałam o pozbawienie go praw rodzicielskich, alimentów i tak nie płacił, a chciałam córkę uchronić przed różnymi sposobnościami, z których mój były pewnie by skorzystał, bo. już wtedy wykorzystywał system do kradzieży córki pieniędzy z systemu socjalnego Niemiec. Zrzekł się dobrowolnie swoich praw, by nie ponosić konsekwencji za wyłudzenie zasiłku rodzinnego i pielęgnacyjnego i pewnie innych zasiłków. Te zasiłki nigdy nie trafiły do córki, a on ten system chyba doił z 10 lat, dowiedziałam się przez przypadek, bo przyjechał do szkoły po zaświadczenie, że córka się uczy. Wtedy sekretarka poinformowała mnie, że systematycznie takie zaświadczenia wystawia ojcu dziecka. W szkole byłam przewodniczącą komitetu rodzicielskiego i nigdy nikt mnie nie powiadomił, że ten typ się tam zjawia po kwitki. Tak kadził tym babom w sekretariacie, żeby mnie nie powiadomiły, robił ze mnie zakapiora, a kobiety naiwnie wierzyły w jego opowieści, ze on te pieniądze dla córki odsyła, poza moją wiedzą. W sądzie grał troskliwego i kochanego tatę, który dziecku przez całe jej życie podarował breloczek do kluczy. Poza tym moja córka miała transfuzje krwi w wieku 9 miesięcy, i ten człowiek obiecał, że przyjedzie oddać krew, bo była zgodność, później zmienił zdanie, powiedział mi, że jak mu zapłacę, już nie pamiętam jaka to była kwota, to przyjedzie. Tak mnie wkurzył, a to były czasy bez internetu, że z moimi krewnymi załatwiliśmy zbiórkę krwi w zakładach pracy, tak to się rozeszło (krew potrzebna dla dziecka), że krwiodawstwo było przepełnione ludźmi i w pewnym momencie zaczęto odmawiać przyjmowania krwi. Od tamtej chwili przestałam być naiwna, wiedziałam, że nic dobrego mnie i moją córkę od tego człowieka nie spotka.

      Usuń
    6. Margo to jest straszliwa opowieść jednak. takiego typa bym znac Nie chciała nigdy. Ale pod bno karma wraca🤔😤

      Usuń
    7. nie miałam 18 lat, głupia byłam, ogromnie naiwna....

      Usuń
    8. bo człowiek niby skąd ma brać w wieku lat nastu a nawet dziestu, skąd ma brać doświadczenia w takich sprawach ?? poza tym chemia, no chemia i nie poradzisz.

      Usuń
  13. Mój były mąż potraktował własne dziecko jak osobę obcą. Cóż mogę powiedzieć. Dziecko sobie poradziło albo raczej radzi coraz lepiej. Ja odcięłam się w zasadzie od razu, a właściwie jeszcze w trakcie, jak tylko podjęłam decyzję o rozwodzie.
    Starałam się zapewnić dziecku taki dom jaki powinno mieć. Wspierający dziadkowie po obu stronach na szczęście pomagali, jak mogli.
    Gdyby nie to, że dziecku traumę pozostawił, najchętniej zapomniałabym o nim już na zawsze.
    U mnie traumy nie miał szans zostawić, bo dość szybko zrozumiałam, jaką przemocą psychiczną mnie traktuje i postanowiłam się nie dać. Trochę trwało wychodzenie z tego, podobnie jak z kilku kolejnych nie za dobrych relacji. Z każdej jednak da się wyjść. Wg mnie trzeba mieć własne życie na tyle ciekawe i fascynujące, żeby nie było w nim miejsca na przemocowców, palantów, osoby zaburzone i nieodpowiedzialne, żuli i inne gadostwo pseudoludzkie.
    A już na pewno nie ma co utrzymywać kontaktów z takimi chorymi jednostkami - bo krew ci wypiją, śladu nie zostawią.
    Skutecznego odcięcia życzę!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i o tym piszę i często myślę, gdy czytam różne przypadki. SAMA dla siebie masz być opoką, kobieto. masz mieć pracę i być wyedukowania i niezależna. Ale leż masz prawo się zakochać i popełniać błędy...i potem się wyciągać z tej traumy i napierdalać w byłego !!!
      bo kimże on jest dla ciebie? nie zależy ci już, nie masz zaufania. dziękuję sobie, że wyszłam z tego związku bez potomstwa. SERIO. mogłabym nigdy nie wyjść.

      Usuń
    2. Iw, ja się bardzo staram, to druga storna mnie wkurwia pretensjami, czytaniem tego bloga, jak się okazało i nagabywaniem. Za każdym razem, gdy foch mam nadzieję, że się nie wróci...ale wraca.

      Usuń

nie musisz Czytaczu ale możesz ....