piątek, 24 marca 2017

o tym i tamtym ale przeważnie, to o tym samym.

No to tak.
Słońce świeci i pomimo rozlicznych planów totakich - tosiakich i w ogóle,
(zwłaszcza w ogóle z akcentem na całą resztę, ile by jej nie było),
postanowiłam sobie zafundować prozac we własnym wydaniu, jedynym na które na razie mnie stać.
[alternatywę prozacu na moją miarę.]
Otóż idę w pola ładować generatory. bo mogę, bo w łikend wyciągnęłam Naczelnika, żeby sprawdzić, czy nie wycięto WSZYSTKICH lasków brzozowych i zamiast leczniczego zen i wuuuduuu będę miała wylew. I okazało się, że owszem trochę wycieli, ale tragedii nie ma,
jeszcze.
No więc mogę iść, bo mam czas. wydarłam go. jeszcze nie wiem jakim kosztem.
ale mi to aktualnie zwisa.
**
Poza tym nic tak nie umila i nie leczy z deprechy, jak czyjeś nieszczęście,
albo współudział w przykrościach, które nas spotykają, prawdaż?
Kaczka napisała:

Niedawno odwiedziliśmy znajomych.
Znajomi są bezdzietni, mają dom pełen doniczek na chybotliwych stojakach, kolekcjonują porcelanę, a na białych kanapach od razu widac czekoladowe odciski palców.
Dyni i Biskwitowi bardzo się podobało. 
Dom ma dwa lata i postawiono go w dzielnicy, gdzie wszystkie domy z urzędu mają być białe i udawać lokalne Santorini.
(...) bo nawet wymiary tarasowych desek są ściśle, co do centymetra, regulowane, buda dla psa wymaga uzyskania pisemnego pozwolenia, a właścicieli domów regularnie nachodzą komisje i kontrole.
Nic to – myślę, jedną ręką ratując chińską porcelanę, drugą, uzbrojoną w szmatkę, obsesyjnie przecierając własne dzieci. – Urząd-srurząd! Kredyt-sredyt! To po porstu cena wolności od grzyba i Wynajmcowej!

Była to myśl zbyt pospieszna, bo najpierw okazało się, że ten szum, który dochodził z piętra domu to nie Morze Egejskie, ale pięć osuszaczy powietrza porozstawianych po piętrach. Architekt nie uwzględnił w projekcie domu za pierdylion ojro ani izolacji, ani wentylacji. Kanalizacja działa, ale  już ta u sąsiadów za ścianą jest dość narowista i co jakiś czas emituje przyciężki wyziew z dna kloaki.

Ludzieeeee
my tu czytamy o Niemcach takie rzeczy !!!
a więc moja dwustuletnia chałupa z XIX wieku, nomen omen pobudowana przez prapradziadków
rzeczonego Niemca-architekta, to nie jakiś wybryk natury, kula u nogi, powód do skoku
 na nieuwiązanym bandzi, tylko jakby norma a nawet nieco powyżej normy.
Izolacja to jest to słowo, które spędza mi sen z powiek. od czasu pewnego.
(To się dzieje czas cały i na bieżąco i można trafić niekoniecznie kupując starą chałupę.)
Bo wody gruntowe, bez izolacji poziomej, jakby wpierdalają się w ściany.
Drzewa, świerki kilkudziesięciometrowe stoją blisko domu i tę wodę wysysają,
 rzekomo
ale poza drzewami już nic, co ma korzonki dłuższe niż 20 cm rosnąć nie chce.
(i zabierają słońce.)
Grzyba nie mamy ... już.
Dokładamy okna, rozszczelnione z zasady, przeciągi, przewiewy...
Dom przebudowujemy po kawałku, z bólem serca nie wracając do stanu wyjściowego.
choć ratując comożemy. Zdemolowany został dawno i z oryginalnej zabudowy "domów w kratę"
 w zasadzie nie za wiele pozostało.

Niemniej jest coraz ładniej i coraz wygodniej, klimatycznie,
a góra chałupy to ...słów mi braknie.

16 komentarzy:

  1. Patrzcie są wszędzie. Nasi znajomi w USA mają taki dom, że jak chodzisz na górze, na dole słychać, jak pracuje sufit. Ja byłam przerażona. Jutro lecę zobaczyć wiosnę, mam nadzieję, bo zapierdol mam taki, że od dwóch tygodni z biura nie wychodzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no w starych drewnianych chałupach tak być może, u nas też tak było(strych i dechy), przed remontem, teraz jest trochę lepiej ale to strych.

      Usuń
  2. Teatralno, od dziś pojawia mi się podczas wchodzenia na Twojego bloga napis, że 18 lat, że jakieś treści, że dorosłość i te sprawy.
    Chciałabym wierzyć, że to dlatego, że internet uznał iż należy mieć pewność, że mnie nie zdeprawujesz... Hę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. owszem dlatego ))))

      Usuń
    2. i jeszcze dlatego, żeby utrudnić zniechęcić niektóre typy...

      Usuń
  3. Dlatego ze znajomymi to się umawiam w pubie, by nikt nie łapał mojej porcelany i nie obrabiał mi dupska na blogu. A tylko przyjciół wpuszczam do domu, bo wiem, że im można zaufać i mnie nie przeszkadzają czekoladowe łapki na podłodze, a im skrzypiąca podłoga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skrzypiąca podłoga przeszkadza mi wtedy, gdy zaczynam się wszystkiego dookoła bać. Wyobraźnie korzysta z usług skrzypiącej podłogi niemożebnie...;-)

      Usuń
    2. a mnie nie przeszkadzają czekoladowe paćki bom przyzwyczajona do kocich !! za to przeszkadzają mi dzecięce łapki ale w innym kontekście, mam zbyt dużo rekwizytów do których się mogą przykleić, mój dom nie jest przyjazny dzieciom...
      uwielbiam skrzypiące podłogi !!! serio serio

      Usuń
    3. a jeszcze Margo mni się podoba tradycja spotkań w pubach. i kiedyś jak miałam miaszkanko malutkie jak pudełko po butach, spotykałam sie ze wszystkimi tylko w knajpach i było fajnie.
      Dziś też bym tak chciała.

      Usuń
    4. Kalina, aż tak nie skrzypi :) Teatralna, zawsze mozesz wrócić do tej świeckiej tradycji :) pamietam w górach u babci, zawsze po mszy w niedzielę szliśmy do tagiego baru. Dostawałam oranżadę i siedziałam z dzieciakami, a dorośli rozmawiali o wszystkim. Do domu wracaliśmy grubo po południu. Bo od rynku to było kilka kilometrów, a jak to na wsi, dom od domu daleko daleko. Wiec te spotkania niedzielne, to była egzotyka.

      Usuń
    5. ach bo ja taka brytolska jetę w te klocki )))) że mój dom to zamek ;)
      a knajpy są do takich własnie wspomnień )))

      Usuń
    6. no właśnie, i można wyjść kiedy się chce i nie trzeba sprzątać :P

      ps

      takiego* raju

      Usuń
  4. I tego się trzymaj. Dom jest Twój. I ma być taki,jak Ty chcesz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie musisz,chcesz. A to różnica.

    OdpowiedzUsuń

nie musisz Czytaczu ale możesz ....