środa, 9 lipca 2025

Narodowy klejnot romantyzmu i Nobel.

 Sztokholm mógłby być miastem do mieszkania, wygodny, skomunikowany, ciekawy, wyspiarski, dobrze jeść dają, dizajn cudowny i łajby parkują na każdym rogu, zakręcie...Naczelnik uwielbia takie klimaty. nie można tego miasta pomylić z żadnym innym. Zresztą, które można? 

Mnie podoba się ogromnie ale jedno w nim przeszkadza, mianowicie wichurzenie. no niby jestę z Pomorza i powinnam być przyzwyczajona, no ale jednak nie. co za dużo... z drugiej strony uwielbiam wyspy. a na wyspach wiadomo przeciągi. ale te wyspy to ciepłe preferuje,  jednak. 

[Poniedziałek. dzień wylotu] Wstaliśmy niestety dość wcześnie, gdyż śniadanie w dniu roboczym wydają od świtu. po śniadanku, wróciliśmy do łóżka, spakowaliśmy się i ogarnęliśmy już na drogę. Pogoda się spierdoliła. ale mieliśmy wylane, bo tego dnia zaplanowaliśmy obiekty zamknięte, znaczy ratusz i metro. Tak, sztokholmskie metro jest niespotykane. Na ratusz nas namówiono i nie żałujemy. 

ostatnie śniadanie i widok z okna przy stoiku, na dworzec właśnie



Z hotelu się wymeldowaliśmy o 12, zostawiliśmy walizki i huzia w miasto. tego dnia poruszaliśmy się komunikacją miejską, na bilet dobowy ścignięty aplikacją na telefon dnia poprzedniego przed promem.

Trzy godziny przed wylotem wróciliśmy do hotelu po walizki, przebraliśmy się i w autobus do Arlandy. dojazd jest na prawdę wygodny. Przypominam, że hotel mieliśmy wizawi dworca, wystarczyło tylko przejść na drugą stronę ulicy a metro pod hotelem. 

No tani ten hotel nie jest, bo i dla turystów wygodny i dla biznesu. z ogromnym lobby,  gdzie można było sobie siedzieć na kanapach a także stanowiskach komputerowych, do 22 pisać, pić winko i wychodzić na ulicę zapalić. gapić się na miejscowe menelstwo czyli  miejscową napraną jak szpadel patologię, w tym przodujących polaków...tak tak. 

wygoda i poziom oraz świetna miejscówka 

czyli coś za coś. 

Choć jednak porównując do ostatniego miejskiego wypadu na wyspy angolskie, to Szktokholm jednak wydaje mi się cenowo atrakcyjniejszy. a już Szwecja to z pewnością, gdyż w stolicy wiadomo ceny windują. 

W Edynburgu też mieliśmy miejscówkę w centrum ale wszędzie jeździliśmy komunikacją miejską, wprawdzie za stówkę na tydzień. ale pokój był niewygodny, bez śniadań. ciasny. a zapłaciliśmy identycznie. 

Tu naprawdę się cieszyłam, że głównie poruszaliśmy się piechotą. bo same szlajanie miedzy wyspami było bardzo przyjemne. 

Na początek Ratusz. oprowadzanie godzinne z przewodnikiem:

Budowa ratusza w Sztokholmie rozpoczęła się w 1911 roku i trwała ponad dekadę, a jego oficjalne otwarcie nastąpiło 23 czerwca 1923 roku. Projekt zatrudniał tysiące wysoko wykwalifikowanych rzemieślników, którzy skrupulatnie ukształtowali i zmontowali konstrukcję przy użyciu ośmiu milionów głęboko czerwonych cegieł.


    Ratusz w Sztokholmie, kultowy punkt orientacyjny na wschodnim krańcu wyspy Kungsholmen, jest świadectwem szwedzkich ambicji architektonicznych i dumy obywatelskiej. Zaprojektowany przez znanego architekta Ragnara Östberga na początku XX wieku, budynek jest arcydziełem architektury narodowego romantyzmu, płynnie łączącym średniowieczne style szwedzkie i wenecki gotyk. Jego imponująca konstrukcja i skomplikowane detale sprawiają, że jest to jeden z najbardziej podziwianych budynków w Szwecji.



Najbardziej uderzającą cechą zewnętrzną budynku jest jego 106-metrowa wieża, zwieńczony Tre Kronor (Trzy Korony)-Godło Szwecji. Ta wysoka konstrukcja służy jako znak tożsamości narodowej i oferuje jeden z najlepszych punktów widokowych na miasto.


  • The Blue Hall: Pomimo swojej nazwy, Blue Hall nie jest niebieska - architekt Östberg pierwotnie planował pomalować ceglane ściany, ale ostatecznie pozostawił je odsłonięte, dodając ciepła i wielkości. Ta rozległa przestrzeń jest najbardziej znana jako miejsce prestiżowych wydarzeń. Bankiet z okazji przyznania Nagrody Nobla odbywa się co roku w grudniu. Wielkie schody i otwarta konstrukcja hali tworzą atmosferę elegancji i świętowania.


na samej górze organy



Wymieniona w przewodniku słynna Sala Niebieska, w której organizuje sie uroczysty obiad z jej Wysokościami dla noblistów, i zaproszonych gości. Łącznie jakieś 1500 osób. pstryknęłam też zdjęcie z góry, z galerii żeby pokazać okazałość i schody, po których wszyscy uroczyście schodzą, (ja wchodziłam) przede wszystkim kobiety odziane w długie suknie i buty na obcasach, więc te schody testowała małżonka architekta... z koleżankami :-)



  • Izba Rady: Rada Miejska Sztokholmu spotyka się w tej imponującej komnacie, która została zaprojektowana tak, aby przypominać otwarte dachy długich domów z epoki Wikingów. Kasetonowy sufit i drewniane belki tworzą uderzający efekt wizualny, wzmacniając połączenie ze szwedzkim dziedzictwem.


sala obrad miejscowej Rady Miasta. z niesamowitym belkowaniem dachowym. które mnie zachwyciło najbardziej. 

i w dalszym spacerze sufit po drodze


Sala z lustrami, jak w Wersalu(dla ubogich)) i muralem.  Lustra i okna widokowe po lewej a mural po prawej za kolumnami, jest odbiciem widoku z okien.




No i na koniec zwiedzania absolutna perła w koronie:

  • Złota Sala: najbardziej olśniewająca przestrzeń w budynku, Złota Sala jest ozdobiona Ponad 18 milionów złotych płytek mozaikowych które przedstawiają sceny ze szwedzkiej historii i mitologii. Mozaiki, stworzone przez artystę Einara Forsetha, przekształcają salę w mieniące się arcydzieło, którego centralną postacią jest "Królowa jeziora Mälaren" personifikacja Sztokholmu.









"Królowa jeziora Mälaren" z budynkiem ratusza na kolanach




Absolutny Sztos, ta sala złota. Na pokrycie całej powierzchni ścian i sufitu mozaikami zeszło by im jakieś sto lat, więc wymyślili metodę szybszą ale i tak niesamowicie pracochłonną (każda malutka płytka ceramiczna pokryta jest złotem i szkłem, złota zużyli 15 kilogramów, jeśli dobrze zrozumiałam). Na ścianach różne odwołania mitologiczne i  kulturowe. Na mozaice głównej Wschód wita się z Zachodem, na uroczystym otwarciu Ratusza. Architekt go stylizował na jakiś już nieistniejący zamek. i mu się udało. Oraz w tej sali odbywają się tańce czyli noblowskie balety. musi być klimat. 

(opisując ratusz korzystałam dodatkowo z info i zdjęć TU. niestety po szczegóły należy się udać do ratusza ;-)

*

Sztokholmskie metro opiszę a raczej pokarze i oprowadzę po nim osobno, w ostatnim poście. bo warto !!!

w trakcie jazdy tym metrem wyskoczyliśmy na szybki obiad do takiej knajpki




i wylot. tym razem bez zakłóceń. 


niedziela, 6 lipca 2025

czy ja mam kaca?

 nie mam. choć wino się lało białym strumieniem...

Najpierw miał być opis zdjęcia ale sytuacja, która się wydarzyła przed chwilą mnie rozśmieszyła. Otóż moja czereśnia została zaatakowana przez chmarę, bandę szpaków. Przytomnie Wywaliłam się za okno i zaczęłam krzyczeć i klaskać...czym wystraszyłam śpiącego Naczelnika :-) nie żebym nie lubiła się dzielić, ale ja jeszcze się nie najadłam, dopiero zaczynam, do diaska. i nie ma mowy, żebym oddała całe drzewo, po moim trupie. 

więc zostawiłam otwarte okno i przezornie czuwam. a co jakiś czas słyszę, że ktoś wrzeszczy i klaszcze we wsi, jak bonie dydy, zwizualizowałam sobie ten konflikt grabieżców contra zdesperowanych czereśniaków i się uśmiecham na głos. No ale to w zasadzie śmieszne do końca nie jest, kiedyś wyjechaliśmy na jeden dzień, czereśnia się uginała od owoców, wracamy a tu ani jednego. taka sytuacja. 




Teraz ten delikwent, który mię wczoraj zaskoczył bardzo w okolicach tarasu. 

Już mnie zestresowały dwa wbite w moją jedną nogę kleszcze, (jednego wyjęłam w całości, drugiego bez jego jednej nogi), po których mam dwa czerwone ślady, bąble. więc nie chcę być znów ofiarą napaści. Pierwszy raz w życiu widzę białego pająka. a to tymczasem kwietnik, podobno bardzo popularny i bardzo nie groźny, to znaczy groźny tylko dla owadów. uff.

No i namęczyliśmy się jak wariaty pod tych gości. co byli u nas pierwszy raz. oprowadzanko wymusza porządek i czystość całego domu i wszystkich zakamarków. ekhm. no więc wystrój, zmieniłam na letni. kolejny raz odgruzowałam pracownię. i takie tam. na tarasie też stylizacja się dokonała już całkowita. przemyślana. 

padłam ok 15 pospać, bo mnie zmieliło, zmięło, przygięło, wstałam i ... się wściekłam. 

Całą imprezę ustawiliśmy pod śliwką w ogrodzie, na trawie. Śliwka rozłożysta. daje zarówno cień jak i ochroni przed siąpieniem. Wywlekliśmy duży rozkładany stół z domu, z obory wiklinową kanapkę, krzesła reżyserskie bambusowe, fotele wiklinowe, poduchy, kapy, kocyki...taka nasza inauguracja Lata nastąpiła. Było sporo tych gości, w domu czy na tarasie byśmy się nie pomieścili. Naczelnik pożyczył fajnego grilla. mieliśmy rozpalić ognisko w misie i palić zioło. oraz piec kiełbaski. ..

A tu kurewa pada, a miało NIE PADAĆ.

malutki niby taki deszczyk i nieszkodliwy ale wszystkie szmaty nasiąkają, a do osiemnastej nasiąkną już całkowicie... Dramat, w jednym akcie, wszystko trzeba przemeblowywać, jakoś, żeby wylądować ostatecznie w domu. Wściekłam się więc, odpierdoliłam panikę, oberwało się Naczelnikowi, że pogody nie potrafi zaplanować ;-) no i czasu za mało. bo się trzeba samemu ogarnąć. zastali nas więc goście zdezorientowanych, w pełnym rozkroku i niezdecydowaniu dwie godziny później. 

Bardzo nie lubię, gdy zaplanuję i się narobię i w ogóle a potem chuj to wszystko strzela. boli mnie to wręcz fizycznie. I tak, wiem że to jest poważny odchył łamane na choroba i nawet wiem, jak to się nazywa. Naczelnik już przyzwyczajony, jakby się ktoś martwił :-) 

a tymczasem goście przyszli i goście zadecydowali, skracając moje męki :  że siedzimy pod śliwką, jak było zaplanowane i już. Deszczyk przestał siąpić ok 21 i nawet wyszło słońce :-)

[i tylko sobie pomyślałam, po cichutku, że po diabła prostowałam włosy, no ale nie można mieć wszystkiego]

było bardzo fajnie i sympatycznie. a dziś...ogarniamy po gościach 😂😂

nie no aż tak źle nie jest, zmywarę wiadomo trzeba zapakować ze stołu co to został w ogrodzie z pełnym zestawem, tylko zniosłam jedzenie do lodówki. byłam tam już i widziałam, że ktoś się w nocy częstował wódka co została ... a zastawa rodowa się wala na trawie :-P



piątek, 4 lipca 2025

kontestować lato.

lato było w kraju tutejszym pewne. jak pięć jest pięć. kiedyś. aktualnie pogoda jest tak popieprzona. że koszmar. ja chcę lata. między dwadzieścia a trzydzieści. każdego dnia. ja nie chcę zmian klimatycznych. nie ma już zim, i nie ma już prawdziwego lata...

Ukrop był sobie CAŁE dwa dni i w ciągu doby temperatura spadła z 35 na 20 stopni ... KTO ?pytam się, to wytrzyma ???  zmieliło mnie i potargało wczoraj, że ani palcem nie mogłam ruszyć. także dziś muszę nadrabiać za wczoraj, ogar góry, żeby jutro zdążyć dół, przed gościami. i jeszcze ogród lać jednak, bo opady były nieśmiałe i śmiechu warte. 

*

Joga w grupie, to jest jednak inna forma. Tęskniłam bardzo. 

sama mogłam oczywiście zasiadać na macie i robiłam to bez problemu

ale moja joginka mnie prowadzi za rączkę i lubię jej słuchać. nie umarłam po prawie rocznej przerwie, nie padłam, nie spałam, i nie przeleżałam w pozycji dziecka. Dałam rade. i nawet się nie spociłam :-)

Wieczorem po jodze, zaległam na kanapie przy spektaklu Szczepkowskiej "Adhd i inne... no daliśmy radę, ale dupy mi nie urwało. jednakowoż. nie wiem czego się spodziewałam. Dwa Teatry teraz na tapecie, więc będzie co spożywać duchowo. 

tak się składa, że nastał czas porządków, jak co lato. w zasadzie. miałam sobie zrobić przerwę tygodniową ale nie dałam rady :-) bo patrzę w kalendarz i ...zaraz się to lato skończy normalnie ;-p  a ja nie zdążę. nadrabiam zaległości papierowe w teatrze. porządkuję też garderobę i przedmioty. zaplanowałam malowanie ściany w moim gabinecie czarną farbą tablicową ale to chyba zostawię na koniec sierpnia.

do pracowni plastycznej wrócił mały piec do wypałów, dziś go pakujemy. hurra.

[powinniśmy pomalować korytarz, kuchnię i łazienkę w domu...czas już najwyższy. ]

... znów przeczytam "Gorzko, gorzko. Bator. jakoś nabrałam ochoty. przeglądając kindle. komponuje sobie lektury wyjazdowe w czytniku. razem komponujemy listę filmów do ściągnięcia na wyjazd. robię porządek na półce w storytel, bo już nie mam miejsca. wywalam prawie wszystkie przeczytane pozycje, żeby zrobić miejsce dla nowych.

Przeglądam kosmetyki i zmawiam brakujące. Zamawiam też nowe kroksy, choć Naczelnik uważa, że można odwrócić proces, że znów należy te zdeformowane wystawić na słońce i 40stopni i wsadzić nuszkę, to się ponownie odkształcą, no chyba to tak nie działa, jednak. Jeszcze polowanie na sandały mnie czeka... 

Przestałam patrzeć na blogowe przepychanki. nie gniewam się, i nie dziwię, gdy ktoś lubi blogera, którego ja nie lubię...już też niczemu się nie dziwię. absolutnie. Wszystko już było. i każdy jest inny. jednak przy pewnych wpisach włącza mi się lampka czerwona...nadal. a ja powinnam słuchać swojej intuicji. raczej mnie nie oszukuje. 

[patrzę też, jak sie pewien Troll nawrócił. he he. i oczekuję, że na stałe]

czwartek, 3 lipca 2025

buciana katastrofa.

 a więc wczoraj kino było i gdy na zewnątrz rozpuszczały się chodniki asfalty, my siedzieliśmy w klimatyzowanym kinie i się wzruszaliśmy. ale potem trzeba było wyjść...a dziś już chłodniej, włączył się wiatr, i chyba przyjdą opady przelotne. w nocy, po 22iej lałam w donice głownie i skrzynie ale nie wszystkie. Całego ogrodu w związku z przewidywanym opadem lać mi się nie chciało. Mala na tarasie zaczęła łopotać więc zrobiłam z niej żagiel, przywiązując do oparcia łóżka. teraz płyniemy :-)

klątwa buciana związana z temperaturą trwa nadal, w Egipcie straciłam najlepsze sportowe sandały ever i teraz nie mam sandałów, mus mi kupić nowe... a wczoraj wystawione na słońce kroksy skurczyły się z 36 do 32, nuszki już nie wsadzę. kurewa jestem zła. bo bez kroksów żyć nie mogę. a wydatków na nowe nie planowałam. 

trudno, trza zamówić.

o jakże aura zmienia rzeczywistość niemalże każdego dnia. nudy nie ma. Wczoraj szłam na spacer z Ciri, gapiłam się na gniazdo bocianie we wsi, są tam trzy opierzone maluchy, obserwowałam matkę latająca do stawu pożar. plotkowałam z sąsiadką, taki cudny letni poranek. a dziś ledwo sklejam rzeczywistość, ciśnienie mieli, za oknem już leje. .. na spacer nie pójdę. no ale spadek temperatury umożliwi ogar domu, w sobotę mamy gości.

olejujemy blat tarasowy. 

środa, 2 lipca 2025

a jednak upały przyszły.

  po skończonej robocie wypiłam sobie lampkę dobrze schłodzonego rizlinga.

 

Urządzałam taras dość późno, bo w pełnym słońcu się nie dało wytrzymać.
to jest wersja jeszcze nie skończona, zaledwie zaczęta, łóżko potrzebuje innej oprawy kolorystycznej. Wychłodzenie potrzebne i wylizanie w typie nordyckim. jednolite pokrowce trzeba uszyć, tym czasem walnęłam wszystko co mam na podorędziu. Sama skakałam po drabinie wieszałam male i tak dalej. przewieszałam lampiony, wynosiłam puste gliniane doniczki. .. brakuje też ziół w dużych niebieskich pustych donicach. i przestawiłam leżącego Budde. w uszach kolejny kryminał opowiada mi Kosior... 
w ciągu dnia, w aucie i teatrze, opowiadał mi rzeczy straszne, o "Rzeczach osobistych.
 co jakiś czas zamieram...

Nie dałam się nawet wywlec do Oli, nad basen poleżeć, popływać, opalać, choć temperatura zachęcała. albo zniechęcała, zależy co kto woli. 
Na dole chałupy, gdzie chłodno, podbudowywałam się psychicznie oglądając Pernille?
[od czasu do czasu zabiła bym te jej dzieciory a ją samą kanonizowała na świętą albo przyznała nagrodę Nobla za cierpliwość a czasem za naiwność i głupotę].


 Pies Ciri tęskni za sowim panem Naczelnikiem. aktualnie wyjechanym do dzisiaj. smutna.

a że padłam wczoraj wcześniej i wstałam wcześniej, to przed teatrem i kinem, pójdziemy sobie na dłuższy spacer. o świcie ;-) czyli zaraz. 
i podleje dziś donice. wczoraj mi się nie chciało, lunęłam tylko w tarasowe. 
[czerwone robaczki srają mi na liście wybujałych lilii a larwy z tego gówna zżerają liście...noż natura bywa skomplikowana, jak nie ślimory bez domów, jakieś obrzydliwe larwy, to fruwające gady i ich skomplikowane fekalia, aż do chorób grzybowych...i innych .]

Ze zwichnięć osobowości, to kompulsywnie piorę szmaty.  Wszystko. co zalega w domu dłużej niż tydzień i przyoblekam nowe, lub odświeżone lub wcale. korzystając ze słonecznej aury. fotowoltaika napierdala, to i ja korzystam.

wtorek, 1 lipca 2025

Wymazywanie. i lipiec.



Lofoty, zdjęcia ze strony.

i Senja



    Dziś pierwszy lipca i podobno goronc zapowiadają. otworzyłam drzwi tarasowe, patrzę a tu  bezwietrznie oraz ciepło. idę więc na spacer z Ciri. a potem do teatru, a potem wracam do domu a wieczorkiem letnia joga w grupie, no cieszę się, jak niewiemco.  

Naczelnik wczoraj uchlastał krzaka jaśminu przy samej dupie jego. i teraz mamy przeciągi na tarasie. może w ten sposób choć częściowo  pozbędziemy się efektu akwarium w upalne dni. no a jutro sobie zaplanowałam układanie tarasu, łóżka, poduszek, szmaty nad łóżkiem. lampionów. wygodnego przesiadywania latem jednym słowem. 

w dwa dni w ramach leżenia na kanapie, bo we wsi łeb urywało, no wichura była, że nie pamiętam, takiej ostatnio, zobaczyliśmy Squide game...nienawidzę tego serialu, no ale, jak się powiedziało A, oraz B do połowy. ..

Wkręciłam się tymczasem w norweski serial Pernille. i zatęskniłam za Ritą. 

[wyprałam wyprawę, koce, poduchy, kapy, bo przy takim wietrze schnie na pniu]

Co jeszcze robiliśmy ostatnio? 

 W zasadzie, to dobrze kurz bitewny nie opadł a My już ...jedziemy :-))

Wiadomo, że podróż nie zaczyna się w chwili, gdy wsiadamy do auta ale znacznie wcześniej, gdy planujemy, szukamy miejsc, hoteli, wybieramy sposób podróży, czytamy historię, rezerwujemy samoloty, promy, czy kampera. 

Najpierw musieliśmy podjąć decyzję, Jak się dostaniemy na Lofoty.

 Optowałam za samolotem, wynajęciem auta, rezerwacją hoteli. ale stać by nas było na tydzień albo bankructwo. jedzenie jest też drogie...więc  rozważaliśmy jazdę osobowym Naczelnika (odpada wynajem auta wchuj drogi) hotele, część jedzenia w aucie z domu. 

potem pożyczenie od rodziny takiego fajnego auta terenowego ze spaniem w drodze, żeby jednak sobie móc poszaleć i bez hoteli. i zabrać żarcie. 

aż wreszcie po nitce do kłębka, Naczelnik poszukał kamperwana. i wynajęliśmy. ta opcja jest najdłuższa czasowo(dlatego gdy wracamy mamy trzy dni i Albania), ale w stosunku do tego co zobaczymy(bezcenne) to najtańsza. No i wielokrotnie sprawdzona. Dwa w jednym(spanie i samochód) i żarcie stąd. 

plan się krystalizuje

i plan jest taki, że

 Przeskakujemy przez piękną Szwecją w kierunku Narwiku. terenami, którymi jeszcze nie jechaliśmy. Zwiedzamy Narwik i od niego zaczynamy przygodę. czyli od północy i zjazd w dół. Co to jest za trasa o bogowie : oto nasza norweska TRASA. (jeśli się oddali mapę, to widać na czarno całą norweska trasę ) zanim przepłyniemy promikiem na Lofoty, to wcześniej wyspa Senja. Porównują ją do szkockiej wyspy Skye. obłędnie piękna. potem Lofoty do miasta A i przeskok promem do Bodo i w dół...

Jedziemy więc małym kamperkiem zwanym kamperwanem z konieczności, bo mamy do przejechania tysiące kilometrów, więc nie będziemy wlec się i wlec ton żelastwa dla komfortu własnego. no i zależy nam na czasie. i miejscach do kamperowania a wiadomo, że mniejsze auto wszędzie wjedzie. prom o tysiąc złotych tańszy. i mniej spala. 

poza tym jedziemy sami. 

Ech, zapowiada się ciekawa i przepiękna przygoda. 

Tymczasem lipiec w teatrze i w obejściu, to też całkiem przyjemny czas. leżenia na hamaku, na tarasie, czytanie lektur w papierze, jedzenia czereśni, bo u mnie właśnie zaczynają swój łabędzi śpiew ;-) wieczorna joga, spotkania z przyjaciółmi, sąsiadami, leniwe letnie wieczory z lampionami, gotowanie. lepienie. malowanie... gromadzenie energii. 

*

Obojętność na pokrzykiwania, połajanki, wymundrzanki mi towarzyszy od pewnego czasu. 

oraz autentyczne zdziwienie. że ktoś jeszcze tak robi ??? Ta informacja, która wzburzyła blogownie, na chwilę mnie przytrzymała w miejscu, wzdrygnęła, bo pamięć burzliwa wróciła i ... odeszła w Zapomnienie.

Największą karą, jaką kiedykolwiek wymyślił świat jest WYMAZANIE z historii, i skazanie na zapomnienie, i obojętność. zwłaszcza, gdy typ podpadł i na to zasługuje. Zasadnym też wydaje się uczucie ulgi. wiele osób odczuwa ulgę, gdy taka osoba nas odcina. ufff. lub odchodzi do piachu. Nie każdemu należy się gwiezdny pył...

poniedziałek, 30 czerwca 2025

O Sztuce Nowoczesnej ...

 i szwedzkim dizajnie.

(najpierw śniadanie było o którym wczoraj zapomniałam)


czyli niedzielna muzealna turystyka w kolejności chronologicznej part 2. 

Nationalmuseum, przy samym nabrzeżu, przy porcie, do którego idziemy z 20 minut od hotelu. trochę inną trasą ale jednak 



jeszcze raz zdjęcie Muzeum Narodowego ale od strony Gamla Stan, starego miasta. na innej wyspie. 

Muzeum malarstwa, rzeźbiarstwa, wzornictwa, sztuki użytkowej i graficznej z eksponatami z czasów od średniowiecza do współczesności.






nie ukrywam, że z ochotą bym wyniosła prawie wszystkie eksponaty z tej akurat części, gary, krzesła, meble, wyciskacze do soków, filiżanek, zegarów.

No dobra, to wyszliśmy i patrzymy na czas, który pozostał, bo przecież na wyspę się musimy dostać do tych Wikingów, i Muzeum Nordyckiego.

(Mijaliśmy je pierwszego dnia pobytu, gdy szliśmy na Midsommar do Sakansenu)





i już kminimy, że nie damy rady.

Nie zdążymy już...no trudno, postanowiliśmy zwiedzić inną wyspę Skeppsholmen

 i znajdujące się tam muzeum Sztuki Nowoczesnej. idziemy przez most. park i oglądamy plenerowe rzeźby abstrakcyjne, bo na przeciwko znajduje się Akademia Sztuki. miejsce bardzo urokliwe i ciekawe.



No więc, jak widać na załączonym obrazku mają tam Dalego, i innych surrealistów, są i dadaiści i jest Picasso ofkorss i można przysiąść na dwadzieścia minut i rozkoszować się  "Psem Andaluzyjskim" 
["Pies Andaluzyjski" (fr. Un Chien andalou) to surrealistyczny film krótkometrażowy z 1929 roku, wyreżyserowany przez Luisa Buñuela, ze scenariuszem napisanym wspólnie z Salvadorem Dalim.]

i innymi projekcjami czarno-białymi. sporo trójwymiarowych, przestrzennych wystaw, projektów, zaskakujących, odpalonych, niesamowitych i ciekawych. 

 No dla mnie TOTALNY WYPAS. uwielbiam początek wieku XX. i międzywojnie. kotłowało się.




i można nie wierzyć ale w tym muzeum zjadłam przepyszny, bodajże najlepszy obiad. to zielone cudo na pierwszym talerzu. Ryba, której nigdy wcześniej nie jadłam, młode ziemniaczki, groszek zielony, małe marynowane cebulki, cukinka cieniutka i dużo rzeżuchy a to wszystko w ciekawym sosie. 

Najedzeni i już nie źle złachani

Poszliśmy sobie spacerkiem do twierdzy, która broniła dostępu obcym banderom, a w czasie pokoju witała wszystkie statki salwami honorowymi.






Zeszliśmy do miejsca z pięknym widokiem na inną wyspę
i siedząc na ławce wydaliśmy ostatni spogląd na miasto, na zbliżający się ostatni zachód słońca. no ale to jeszcze jeszcze...



Nie chciało mi się już dreptać przez mosty, wyspy, nabrzeża, więc powlekliśmy się na prom. Prom traktowany jest jak autobus, i to czasem na żądanie :-))) no gdyby się Naczelnik nie zorientował, to mogliśmy tam stać i stać na tym promowym przystanku...a trzeba było nacisnąć guzik i wtedy prom(promik)  do nas skręcił i zabrał.

[jak widać odpadłam na te 10 minut, gdy płynęliśmy znów na starówkę]



Wyspa Gamla Stan. 


i znów Muzeum Nagrody Nobla. i znane już miejsca...







Zamek Królewski w Sztokholmie jest dokazały, spacerujemy dookoła, widać kolejne budki wartownicze. Zwiedzanie następnym razem...




i znów Zamek Królewski ale inne wejście, bodajże główne. zdjęcie sobie zrobiłam już pierwszego dnia.
 
Drepczemy też zupełnie innymi uliczkami pełnymi knajpek i pamiątek. przed powrotem chcemy jeszcze gdzieś przysiąść na margarite.

Pab w dzielnicy robotniczej, bohemy, która bardzo nam przypadła do gustu, znaczy dzielnica, Siedzimy przed pabem, na ławce przodem do przechodniów, tyłem do pabu, bokiem do siebie :-))) a ławka długa ciągnie się na ścianie pabu wzdłuż chodnika...pierwszy raz tak siedzę, nie ma stolików, tylko takie powiększone podłokietniki :-) dziwnie i  śmiesznie, nie jest to miejsce na długie przyjaciół rozmowy a raczej na szybkie pyfko. 

i ostatni zachód słońca.



ufff

***

i został jeszcze dzień ostatni, niebawem.