No więc siedzę od 6ej i ogladam ten spektakl...
Obudziło mnie gorąco, słońce oparło sie o nasz kamperowy namiot i po spaniu. Wyszłam na te dziwną ostrogę, zrobiłam joge. Kawę. I nagle zamiast gorąca poczułam przyjemny chłod. To ten moment, gdy chowa się za górę i pojawia sie taka poświata.
Jesteśmy wreszcie u celu, choć sama podroż jest celem. Ale jazda po 12 godzin już się na ten moment skonczyla. Jesteśmy w Norwegii, na samym końcu fiordu za Narwikiem.
Teraz wrzucę foty z wczorajszego wieczoru, kiedy tu dojechaliśmy po 20ej. Zmęczeni jazdą i wrażeniami. Zjedliśmy zupkę chińską i robiliśmy zdjecia. Po 23 w zupełnych jasnościach zachodzącego słońca poszliśmy spać.
Lataliśmy dronem.
Napawaliśmy sie tym niezwykłym miejscem, bo nadłożylismy kilometrów i pświecilismy czas, żeby tu dotrzeć.
Odpływ. Temperatura w okolicach 30 spadła do 25. A przekraczając koło podbiegunowe było 31...
Ostanie zdjęcie z sypialni wczoraj po 23
No i niespodzianka, jest 8 i słońce znów wyszło
Ekscytująca wyprawa. Zazdroszczę tych widoków i ciepła:)))Czekam na dalsze relacje.
OdpowiedzUsuńEla D.
:))))). Tak to wlasnie wyglada. Gdy sie zyje tutaj to czlowiek na lato zaopatruje sie w firanki/zaslony zaciemniajace. :)))) Bawcie sie dobrze. To poczatek.
OdpowiedzUsuńTo naprawdę niesamowity spektakl!
OdpowiedzUsuńMoże i zdjęcia nie oddają magii, ale i tak jest czadowo!
Oglądam i oglądam i trudno wybrać najlepsze...