piątek, 15 kwietnia 2022

O gównianych obyczajach...

 pada, mży, dżdży, popiarduje, słońca brak. dwudniowy zapierdol w teatrze... cała masa spraw do ogarnięcia akurat, gdy luz w szkole.

No niech pada, bo sucho aleee ciśnienie zdechło i się nie rusza a mnie się nie chce i nie mam siły, ani dobrej woli. Wszystkie dobrze rzeczy, które poprawiały mi nastrój szlag trafił. Jakoś ostatnio, na przykład napadły mnie wszystkie demony. Dawno nie widziane i nie słyszane. Same fatalne wspomnienia, które już nie szarpią ale spać nadal nie dają. Sama  nie wiem, czy to taka aura pogodowa, czy aura życiowa związana z sytuacją ... coś jest na rzeczy. Coś wisi i wpędza w depresje, w czarne dziury i w zadumanie się nad tym gównem z każdej strony. Wiadomości nie oglądam, bo mnie trzepie jeszcze bardziej.

No i potem mamy wizytę u weta poranną dzisiejszą z całą ekipą, czyli Ciri na szczepienie, Maniek na szczepienie i odrobaczenie i Lucynka... No i właśnie !!! dawnośmy nie jechali z całą ekipą. Zwłaszcza z Lucynką, która me we zwyczaju nasrać do transportera(akurat, gdy wiezie ją swoim wypachnionym autem Naczelnik)) a potem odmówić wyjścia z niego. Pani wet usiłowała wytrząsnąć kota z kosza wiklinowego ale wytrząsnęła jedynie jego bobki(na szczęście było na twardo)) a Lucyna się zaparła czterema i ani rusz. wydawała przy tym okrutnie straszne dźwięki ostrzegawcze i drapała ... sytuacja żenująca i śmieszna w sumie. No mnie rozśmieszyła jednak. Naczelnik był innego zdania, jakbyśmy odpowiadali za niewychowanie naszych kotów. A tymczasem kot Lucynka, jaki jest, każdy widzi. nie ma co się wstydzić przecież ))) i tak nastąpił progres, bo bez rękawic spawalniczych się obyło. Pomieszczenie w którym się kotłowaliśmy w szóstkę było klaustrofobiczne nad wyraz, i trwało to wszystko za długo, to ja wymiękłam w pewnym momencie. 

Takie to życiowe nasze dramaty, które wolę po stokroć, niż całą gównianą resztę.

Tymczasem.





11 komentarzy:

  1. Kompletnie nie rozumiem kotow, szanuję, ale z bezpiecznej odległości. Za to bez psa nie ma dla mnie domu. A teraz montujemy terrarium i będzie zbożowy wąż, moje marzenie😀
    Na poprawę humoru: rozmawiliśmy dzisiaj z moim tata o reinkarnacji, że chyba byliśmy psami i zastanawialiśmy się, na jaki zwierzęcey byt zasłużylibyśmy obecnym życiem. Tata stwierdził: ty to skunks, niby przyjemny, a jednak ch..j😋

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach Repo koty, to koty, szanuję w nich niezależność. niesłużalczość. integralność. i to jak nami manipulują...zwłaszcza Lucyna. i są łatwiejsze w obsłudze :)ani bez psa, ani bez kota sobie domu nie wyobrażam... się zastanowiłam chwilkę w temacie skunksa...ja jednak kotem )) dzikim, panterą śnieżną na przykład.

      Usuń
    2. Ja pomyślałam o manulu i ich rozkosznie niedobrych minkach 😻

      Usuń
    3. o tak, tak, zapomniałam o manulu z jego zdegustowaną twarzą ))))))))))

      Usuń
  2. Ubawilas mnie po pachi, zreszta znam zagadnienie z autopsji, bo raz sie Miecka zaciela i nie dawala zlapac, bedac jeszcze w domu, przed wyjsciem do weta. Wygrala! Tego dnia pojechalam tylko z Bulka, a Miecke dowiozlam tydzien pozniej, kiedy juz zdazyla zapomniec. Nie pomogly nawet rekawice spawalnicze, balam sie jej i postanowilam nie ryzykowac, bo wygladalo, jakby mi chciala przegryzc tetnice szyjna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania, polowanie na koty przed wizytą u weta trwa dobrą godzinę !!! i cały rytuał do przejścia: nie dawanie żarcia, bo Maniek ma badania krwi zazwyczaj, oba nie są wypuszczane z domu, bo by nie wróciły, więc drą ryje na przemian i chórem o jedzenie i o wyjście z domu. Tak że oboje jesteśmy taką wizytą wykończeni. A jeszcze zapomniałam napisać, że do śmiechu mnie doprowadza ten sam schemat: jakieś piętnaście minut od wyjazdu Naczelnika z kotami(ja jadę drugim autem z Ciri, bo zawsze mamy coś do załatwienia i wtedy jedno z nas wraca z ekipą) otóż Naczelnik dzwoni i rozmowa wygląda taK: Któryś się zesrał, śmierdzi jak cholera-komunikuje Naczelnik; Na pewno Luśka, bo podjadła przed wyjazdem, odpowiadam ja, Zaglądałem do transporterów i gówna nie widzę, a smród w aucie taki, że nie poznasz który kot się zesrał; z pewnością lucynka-odpowiadam, zawsze to robi, Niekoniecznie, ripostuje Naczelnik, a potem wychodzi że to jednak Lucynka, rytualnie i akcie desperacji i buntu.

      Usuń
    2. Moje wprawdzie niewychodzace, aletez caly cyrk przed wyjsciem, bo trzeba najpierw zamknac sypialnie na klucz (inaczej Miecka sobie otworzy), zeby nie wlazla pod lozko. Ona pierwsza idzie do swojego transportera i dopiero wtedy moge z piwnicy przyniesc transporter Bulki. Odwrotna kolejnosc skutkuje wsciekiem, jaki wyzej opisalam.

      Usuń
  3. Mnie zawsze zastanawia skąd koty wiedza, ze jadą do weta….zanim wyciągnę kontenerek już ich nie ma…..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u nas już rano zanim wstaniemy i w ogóle pomySlimy o wecie ? Mańka już nie ma))))))))))a nawet potrafi na noc nie wrócić z dnia poprzedniego ))))))))))))))jeśli to jest lato, taki Kaszpirowski ))

      Usuń
  4. Każdego czasem dopadnie jakiś spadek nastroju, z powodów, czy i prawie bez nich, a demony nasze są z nami całe życie, można je jedynie oswoić, pozbyć się nie da.
    Zwierzaków kupa, to i roboty z nimi też. Mam nadzieję, że mimo przeprawy z Lucynką (to od Lucyfera?) wszystkie zabiegi poszły jakoś i w sumie to może dobrze, że bobki zostały u weta, a nie poszły z kontenerem z powrotem do pachnącego auta?
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń

nie musisz Czytaczu ale możesz ....