marzyłam o tym momencie, wyjścia z kawą do ogrodu w gaciach od piżamy.
w ciepłe południe wstałam i jeszcze bym zaległa, bo wrażenia muszę odespać,
patrzyłam na moje piękne kwiecie, na krzaczory mięty i melisy, które mus ścinać do suszenia,
wsłuchiwałam się w ciszę mojej wioski.
a w kieleckiem piździ
włączyłam pranie, odkurzyłam ernę, przy okazji ogarniania chałupy, podrapałam Mańka za uszami,
podlałam kwiatki w domu i na tarasie z czułością dotykając zakwitniętych liści
a w kieleckiem piździ
powroty są takie przyjemne. nawet w deszcz.
nie mam siły pisać, zostawiam to do jutra.
Ten wyjazd obfitował we wrażenia zgoła mało teatralne,
choć wróciliśmy z nagrodą, tym razem tylko aktorską, ale zawsze z tarczą.
Jestes WIELKA!!!!!! Gratuluję:)
OdpowiedzUsuńJa tez lubię powroty zwłaszcza jak mam w perspektywie ponowny szybki wyjazd:) choćby krótki ale...:)))
oj tam zaraz, w zasadzie w grupie żałoba )))))))))))))))
Usuńbuziam i trzymaj w sobotę kciukasy
U mnie też piździ jak w kieleckim ;-) Dobrze, że chociaż jest ciepło i nie pada, oraz, że znowu z tarczą wróciłaś ;-)
OdpowiedzUsuńale taką malutką tarczą))))) a dzieciaki obrażone i więcej tam jechać nie chcą, bo to dla maluchów. I prawda. A brak nagrody zespołowej dobrze im zrobi wszak się już nudno robiło))))
OdpowiedzUsuńw sumie u mnie też piździ, ale susza to niech i popiździ;-), też lubię w piżamie połazić tu i tam, nie wiem jak na to ogół, ale ja lubię;-) bo ogólnie ze mnie piżamowiec bywa;-) co do mięty, po ostatnim nadmiarze mojito chyba mam przesyt;-)
OdpowiedzUsuń