środa, 8 września 2021

O zawinieniu.

 ...czytam o dobrych polskich kosmetykach wegańskich. I o tajskich restauracjach w Polsce, piję herbatę malinową  od 6ej, że zrobiłam się już głodna... Tak po prawdzie, to Nie wyspałam się, mam lekki katar i ból głowy i brzucha i chujowe samopoczucie. Mam też nadzieję, że kawa, miejscowy pomidor z kozimserem, zlany oliwą z dyni przywiezioną ze Słowenii i bagietka POSTAWIĄ MNIE NA NOGI. Bo przede mną kolejny SAMOTNY  dzień pełen wyzwań i roboty oraz niestety ograniczony zamknięciem mojego psa, dziś powinna być sama w domu jakieś sześć godzin. Niestety. Jutro byłoby siedem, bo szkoła ale sąsiadrysiu każdego dnia okazuje się być skarbem. Zabiera Ciri do przedszkola. 


Pole pokochała, czyli spacery w pola, biegała, jak szalona po ściernisku i taplała się w błocku w rowach. Weszliśmy też na skraj zagajnika, gdzie węszyła zawzięcie. No i pierwszy raz biegała bez smyczy.

Wczoraj po szkole wpadła Magda i piłyśmy wino białe na tarasie, jadłyśmy oliwki, sery, bagietki, orzechy i trochę zmarzłyśmy  i trochę zawiniłyśmy ale raz na jakiś czas, (już u mnie to dość rzadka przypadłość, na szczęście), mus się zawinić. Stad takie samopoczucie. Do tego meganiewyspanie. I choć staram się i prace nad asertywnością postępują, to jednak stresik jest. A nawet stres i wkurw. Czasami. Aktualnie Dominuje zmęczenie wrześniowe, jak co roku. Wzmocnione poremontowym ogarem. Już wymiotuje tymi kartonami, które niezmiennie w ilościach sztuk sześć stoją  w gabinecie. Jakby się czas zawiesił. W piątek przyjadą  z witryną  czyli ostatnim zakupem meblowym i już  wtedy nie będzie wyjścia. Osiemnastego zaplanowaliśmy mały-duży festyn przed teatrem. Liczymy na słońce oraz że się nikt z nas nie rozłoży  covidowo kwarantannowo, bo wtedy będziemy  w dupie. Na tłumy festynowiczów raczej nie liczę.

Poza tym co ? No składam sama sobie deklaracje, żeby się wywiązać. Zaczęła się jesień wbrew temu, co mówią, że niby jeszcze lato, niestety wrzesienjesiensresień. Liście cukinii pokryły się szarym nalotem, grzyb?zaraza?pomidory koktajlowe, głównie żólte, jeszcze dają rade ale tez, jak zwykle o tej porze, cos je wpierdalala, wiec w ten nadchodzący, podobno piękny ciepły łikend, wszystko w skrzynkach zostanie juz zaorane. maliny idą do zamrażarki czworkami jak żołnierze z westerplatte, piczki jeszcze niegotowe a jabłka dochodzą, natomiast aronia nadal wisi. Dużo  tego. Czasami od urodzaju można się zajechać.

i właśnie teraz w rozkwicie roboty wszelakiej ja bym wszystko pizdnęła i wyjechała w Bieszczady.

a na koniec takie nietypowe jesienne ujęcie sypialni, kolorowo-paczłorkowe



6 komentarzy:

  1. Fajny obraz na scianie, kto malowal? Czy to to, czego boi sie dziecko? :)))
    Oraz dobrze miec sasiada, u ktorego dziecko sie nieco odstresowuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja malowałam hehe może dlatego się boi piesa....oj nasz sąsiad to skarb. Ma duże obejście to się Ciri nagania

      Usuń
  2. U mnie w zasadzie wszystko podobnie, tylko że bez psa i bez alkoholu. Zmęczenie wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zwyczajnie byłam na kacu, aż tak źle nie jest. Dziś na przykład ok. Popołudnie w domu w słońcu w ogrodzie i na pole idę z piesa

      Usuń
  3. A jestem kuźwa w jakimś dziwnym gazie, ta Belgia wysokoenergetyczna się jakaś okazała.
    Kumuluj słońce, kumuluj energię bo wiesz, zaraz piździernik 😭

    OdpowiedzUsuń
  4. Kumuluje ile wlezie. A Ciebie niesie ta ekscytacja i tego zazdroszczę

    OdpowiedzUsuń

nie musisz Czytaczu ale możesz ....