Sobota. Kończy się drugi tydzień naszej wyprawy.
Obudziłam się zbyt wcześnie o 4.45 i po spaniu, choć zaciągnęłam zasłony namiotu. Tak się kończy zasypianie w szczęściu z widokiem na fjord i wyspy, z promem kursującym do nocy... która nie nadchodzi :-)
Naczelnik na chwilkę złapał przytomność wybełkotał : hej hej i nadal śpi. I chrapie.
Obudziłam mnie jasność zapewne i może też nalewka a raczej wieczorne mieszanie nalewek. Zakupiliśmy w sklepie monopolowym tutaj, trzy nalewki z limonki w typie limoncello, z gingeru i Lapponia z maliny tutejszej maroszki. Chyba wszystkie fińskie(gdyż podobnie jak za sztućce, ja opowiadałam za spakowanie i zabranie naszej domowej malinówki i wiśniówki, znaczy nie wzięłam, kurewa).
Słabe te nalewki czyli takie jak lubię i trochę ta malinowa za słodka więc ją mieszałam z limoncello. No to mam.
A dla zdrowotności zakupione.. kichamy i trochę kaszlemy.
Wieczór spędziliśmy siedząc na krzesłach i gapiąc sie na fjord i wyspy. Było ciepło.
I przyjemnie. Czyli robiliśmy to co zawsze, i co lubimy tu robić. Podczas całej dotychczasowej wyprawy Ani razu nie odpaliliśmy tableta z filmami. Ja owszem poczytałam trochę w papierze, gdy kopało któregoś wieczora, kindla też zahaczyłam z dwa razy innego dnia gdy kapało albo na promie ... owszem słucham "Wnyki. i je skończę.
Ale największą przyjemność robi nam gapienie się.
Często w ciszy.
Taka nasza medytacja.
bo jak tu się nie gapić, gdy takie widoki zwieczora dorania*
I w drogę.
Nadal norweską bardzo i fjordową. Ale dziś zjeżdżamy z trasy widokowej na samym prawie jej końcu i już odbijamy w głąb lądu.
W stronę granicy i myk myk do szwedzianów.
Pogoda się na stałe zrobiła nader chujowa. Naprzemiennie świeci I wtedy jest 27 na blacie, I za chwilę leje. Że urwanie chmury. Mieli mnie bardzo. za to widoki nadal wzniosłe.
granica norwesko-szwedzkaSzwecja, otóż jak zwykle uroczo powitała nas właśnie takim urwaniem chmury i piorunami. W knajpie, gdzie zamierzaliśmy zjeść pizze, nie było prądu... tak waliło.
Poczekaliśmy, gdyż nie chciało nam się gotować w taką ulewę, w aucie. To jest minus Kalifornii.
Doczekaliśmy się dzięki bogom. prąd powrócił. a my zjedliśmy pizze. takąse.
I odbijamy w drogi leśne, głównie żwirowe w ich przepastnych lasach. och, to też jest extra.
jest omałoco godzina 22.ga. Szukamy fajnego cichego miejsca, czuję się coraz gorzej. pogorszenie samopoczucia nastąpiło dość gwałtownie po przekroczeniu granicy. przypadek?
A tu niespodzianka. Stał sobie i gapił się na nas mały łoś, łosia 😃
Łoszak.
Extra.
w tym roku obrodziło łosiami.
I potem dalej w las, jeziora brak, jest daleko jakieś 150 metrów. Gorąca malinowa herbata. Tablety. szybka toaleta I spać. Przykrywam się dodatkowo dwoma kocami. może jutro będzie lepiej ?
Ale zes tego losia nie sfocila, to jestem rozczarowana. I nadal jaram sie krajobrazami, nie maja sobie rownych. Naprawde pieknie tam.
OdpowiedzUsuńTak mnie zaskoczył łos jeden ze zgłupiałam, poza tym byłam juz chora i ledwo kumałem...
UsuńTata mój przywoził zawsze z Finlandii lakka, likier z borówki rosnącej tylko tam, przepyszny!
OdpowiedzUsuńNie chciałaś zostać tam na zawsze?
Chciałam zostać tam na zawsze...może kiedyś.
UsuńTen likier z maliny pyszny. Ja uwielbiam fińską chyba Salmiaki mam dwie małe flaszeczki skitrane.
Usuń