czwartek, 7 sierpnia 2025

Dzień wyjazdu z Norwegii...

Sobota. Kończy się drugi tydzień naszej wyprawy. 

Obudziłam się zbyt wcześnie o 4.45 i po spaniu, choć zaciągnęłam zasłony namiotu. Tak się kończy zasypianie w szczęściu z widokiem na fjord i wyspy, z promem kursującym do nocy... która nie nadchodzi :-)

Naczelnik na chwilkę złapał przytomność wybełkotał : hej hej i nadal śpi. I chrapie. 

Obudziłam mnie jasność zapewne i może też nalewka a raczej wieczorne mieszanie nalewek. Zakupiliśmy w sklepie monopolowym tutaj, trzy nalewki z limonki w typie limoncello, z gingeru i Lapponia z maliny tutejszej maroszki. Chyba wszystkie fińskie(gdyż podobnie jak za sztućce, ja opowiadałam za spakowanie i zabranie naszej domowej malinówki i wiśniówki, znaczy nie wzięłam, kurewa).

Słabe te nalewki czyli takie jak lubię i trochę ta malinowa za słodka więc ją mieszałam z limoncello. No to mam. 

 A dla zdrowotności zakupione.. kichamy i trochę kaszlemy. 

Wieczór spędziliśmy siedząc na krzesłach i gapiąc sie na fjord i wyspy. Było ciepło. 

I przyjemnie. Czyli robiliśmy to co zawsze, i co lubimy tu robić. Podczas całej dotychczasowej wyprawy Ani razu nie odpaliliśmy tableta z filmami. Ja owszem poczytałam trochę w papierze, gdy kopało któregoś wieczora, kindla też zahaczyłam z dwa razy innego dnia gdy kapało albo na promie ... owszem słucham "Wnyki. i je skończę. 

Ale największą przyjemność robi nam gapienie się. 

Często w ciszy. 

Taka nasza medytacja.

bo jak tu się nie gapić, gdy takie widoki zwieczora dorania

przypominam



*

I w drogę. 

Nadal norweską bardzo i fjordową. Ale dziś zjeżdżamy z trasy widokowej na samym prawie jej końcu i już odbijamy w głąb lądu. 

W stronę granicy i myk myk do szwedzianów.

Pogoda się na stałe zrobiła nader chujowa. Naprzemiennie świeci I wtedy jest 27 na blacie, I za chwilę leje. Że urwanie chmury. Mieli mnie bardzo. za to widoki nadal wzniosłe.

granica norwesko-szwedzka

Szwecja, otóż jak zwykle uroczo powitała nas właśnie takim urwaniem chmury i piorunami. W knajpie, gdzie zamierzaliśmy zjeść pizze, nie było prądu... tak waliło.

Poczekaliśmy, gdyż nie chciało nam się gotować w taką ulewę, w aucie. To jest minus Kalifornii.

Doczekaliśmy się dzięki bogom. prąd powrócił. a my zjedliśmy pizze. takąse.

I odbijamy w drogi leśne, głównie żwirowe w ich przepastnych lasach. och, to też jest extra.

jest omałoco godzina  22.ga.  Szukamy fajnego cichego miejsca, czuję się coraz gorzej. pogorszenie samopoczucia nastąpiło dość gwałtownie po przekroczeniu granicy. przypadek?

A tu niespodzianka. Stał sobie i gapił się na nas mały łoś, łosia 😃

Łoszak.

Extra.

w tym roku obrodziło łosiami.

I potem dalej w las, jeziora brak, jest daleko jakieś 150 metrów. Gorąca malinowa herbata. Tablety. szybka toaleta I spać. Przykrywam się dodatkowo dwoma kocami. może jutro będzie lepiej ?



skarpety z merynosa cudoffne.


5 komentarzy:

  1. Ale zes tego losia nie sfocila, to jestem rozczarowana. I nadal jaram sie krajobrazami, nie maja sobie rownych. Naprawde pieknie tam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mnie zaskoczył łos jeden ze zgłupiałam, poza tym byłam juz chora i ledwo kumałem...

      Usuń
  2. Tata mój przywoził zawsze z Finlandii lakka, likier z borówki rosnącej tylko tam, przepyszny!
    Nie chciałaś zostać tam na zawsze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam zostać tam na zawsze...może kiedyś.

      Usuń
    2. Ten likier z maliny pyszny. Ja uwielbiam fińską chyba Salmiaki mam dwie małe flaszeczki skitrane.

      Usuń

nie musisz Czytaczu ale możesz ....