sobota, 1 listopada 2025

o zaduchach. i przodkach na każdym kroku.


z ogrodów jesiennych takie naturalne wieńce trzaskamy na przełomie września i  października.
Aktualnie to ogród w takich tonacjach






*

a wczoraj oczywiście siedziałam sama w pustym teatrze. dla wzmocnienia efektu zapaliłam świece, kadzidła, i podpaliłam lampiony ceramicznych dyni. było klimatycznie ciemno. postanowiłam kolędnikom zrobić gabinet strachów na powitanie :-)

zapuściłam powieść, w czasie trucia się oparami szkliwa w proszku...trzy misy dwa kubki i dwa ptaszki, tyle się zmieściło w małym piecu. a roboty na dwie godziny jeśli doliczyć segregowania szkliwa. burdel mamy, że rence opadajo. 

Czekałam z dwoma kilogramami dobrych cukierków, nie najtańszego szitu. porządne czekoladowe michałki, michaszki i zozole, bo podobno dzieci lubią.

Rok temu nie miałam nic...a przyszli i byli oburzeni, w takim razie zażądali pieniędzy wysokości 20 złotych(jakaś przedziwna odmiana tradycji))) i też nie miałam...więc ja w rewanżu zażądałam blika lub terminala. no cusz obrazili się. ..

Gdy wychodziłam ze sklepu ciągnąc kilogramy dobrych słodyczy, podkreślam :-)) to jakby złapałam całkiem przyjemne spojrzenia, uśmiechy i nawet pytania czy to na hellołyn  od starszych ludzi...czyżby nastąpił przełom ?

Nie, no to po zabawie, jak się kk wreszcie douczył historii, znaczy doczytał internety w końcu 😂😂i nie szczuje wyznawców i nie straszy piekłem. 

Nie idziemy na cmentarz ani tu, ani nigdzie. to znaczy ja nie chadzam, bo moja trauma śmierciowa potężnieje. i żadne czaszki pomalowane w kwiatki, i dziarane dynie nie zmniejszają tego lęku i nie oswajają śmierci. 

tak było

W zależności od stanu aury, od zawsze chodzimy na długie spacery polami, lasami. układamy w ogrodzie. nie możemy wyjechać nad morze, bo właśnie chodzi o to, że drogi mamy zatkane amatorami rodzinnych spotkań na grobach. 

Grobbing lubiłam, kiedy jeszcze nie był grobingiem. te kadzidła, wieczorne cmentarne klimaty, spotkania, tłok, nawet to zimno. te strachy na lachy. bo pewnie kiedyś było lepiej, i nie miałam nic lepszego do roboty. Potem już było mniej przyjemnie, ale nadal spotkania w knajpie po grobingu, absolutnie nie pierwszego listopada. 

Naczelnik owszem zamiar ma kolejny raz kwestować na hospicjum :-) ale pod wieczór, gdy się ciemno zrobi. 

ale teraz, za jasnego, to mamy robotę na tarasie, w ogrodzie i w ogóle. pranie. ogarnianie, bowiem Matkajadwiga nadciąga. 

W słojach stoją dwie nalewki : aroniowa i pigwowa. za chwilę wywlekam cebule z donic i układam do przesuszenia zanim zakopcuje zimowo w oborze. 


*

apropo,s wspominków. i przemijania.

Lubię wracać do przeszłości. do mojego domu w różnych momentach jego życia. przeglądać zdjęcia. bo raz w czas robię przecież porządki na dyskach zewnętrznych, w telefonach i laptopach. teraz zbieram się do przerzucania zdjęć na mojego prywatnego osobistego tableta. 



 ława od MJ stoi teraz na tarasie a przed kanapą jeździ stół babki Antoniny na kółkach.

Erna moja kochana na legowisku.


Niektóre pomieszczenia zmieniły swoją funkcję. na przykład nie ma już pokoju dla gości. jest biuro naczelnikowe.



a wygodne łóżko metalowe dla gości, stoi na tarasie. i w zasadzie zawala nam ten taras...




no cusz kuchnia najlepiej wygląda, gdy jest kompletnie pusta...

Lubię te zdjęcia z początków życia po remoncie(2018), jeszcze pamiętam zapachy nowego domu.





obserwuje stare lodówki, pralki i ekspresy do kawy, kwiaty, meble, krzesła

czasem ze zdziwieniem :-) że ja coś takiego mam? miałam? kiedyś, kiedy? 

i różności takie.

*

Zaczęliśmy "Brutalistę, przerwaliśmy w połowie, bo mnie zmogło. dziś skończymy.

Przerwałam też słuchanie "Obiektów głębokiego nieba, w połowie...i Odłożyłam "Zbieraczy borówek, podobnie jak wcześniej "Przetok. 

czuję się niekomfortowo. choć lektorzy wspaniali. może to aura ...


czwartek, 30 października 2025

Helołiny Pane Kafko.

 Byłam na kafce blisko Kafki :-)

ale mnie zachwycały tam rzeźby Czernego. bardziej. w ogóle łaziłam po Pradze tropami Czernego. 

z tyłu Kafka (muzeum) z przodu Czerny.


Nierecenzja.

W małym kinie studyjnym przy bocznej uliczce szłam sobie od parkingu spiesząc się przed seansem, bo w ostatnim momencie wybiegłam z teatru. uff na szczęście są ekobilety i to ratuje mnie przed obsuwą. no nie wypada się spóźniać do Kina. to nie multi. tylko dobre, nie konsumujące towarzystwo bez reklam.

a po seansie już spacerkiem wracałam sobie do autka, było ciemno, latarniano, całkiem ciepło, sucho i klimatycznie. i delektowałam się tym co zobaczyłam. i przeżyłam.

film Agnieszki Holland, jak przypuszczałam, ZACHWYCIŁ mnie. FORMĄ. ogółem i szczegółem. ja lubię ciekawe, zaskakujące formy, wysublimowane obrazy. dopięty każdy detal. dopracowaną każdą scenę. z karaluchami.

Przenikanie się światów. które było tu spoiwem i lajtmotywem. 

Świat pierwszy, to tamten i współczesny.

Och co za piękne sceny podglądania Pana Kafki w jego domu, przez współczesnych turystów w Pradze. palce lizać w każdym takim przenikaniu. 

 Życiorys pana Franza przecież jakiś imponujący nie jest. miał zaledwie 41 lat w chwili śmierci. był rówieśnikiem Witkaca, no i to porównanie wydało mi się szokujące. ale to jest długi temat. na inną historię. Co z tego, że żył w Pradze, był urzędnikiem, prawnikiem i miał doktorat, skoro parał się najnudniejszym zawodem na świecie. coś za coś Pane Kafko, mieszczańska wygoda urzędasa i cierpienie artysty oraz rozbudowany świat wewnętrzy i świat wewnętrznych demonów. dominujący ojciec. żydowskie pochodzenie, no i na koniec choroba.

fragment opowiadań Franza czytany przez Franza okropny, w ogóle kilka razy nie patrzyłam, bo realizm napierdalał. 

W przenikaniu się światów, który proponuję Holland jest drugi i trzeci świat : forma mieszania światów delikatnych poetyckich z brutalnymi  i mieszania świata wewnętrznego z zewnętrznym. 

Ja za literaturą Kafki nie przepadałam kiedyś, dziś patrzę inaczej. teraz zapewne zechcę wrócić. do Procesu, Ameryki czy Zamku...ale czy na pewno? to jest ten przykład, że mnie Franz bardziej interesuje i pomysły artystyczne na niego, niż jego literatura. 

krótkie życie, film dwie bite godziny a i tak mam niedosyt Jesenskiej...

No i tak po prawdzie padło to zdanie, z którym się zgadzam : nikt nie rozumiał Franza i jego twórczości, a Franz się spakował i klucz zabrał ze sobą. 


Nie jest rzeczą reżysera, dzieła filmowego napierdalać życiorys literata, jak buk przykazał po literce, żeby wszyscy zrozumieli. [a to dopiero byłoby nudne. poza tym każdy gupi se może przeczytać jego życiorys, jego biografie. i przyjść na film przygotowany.]

Tak jak nie jest obowiązkiem przekładać dzieło pisane, język liter, po literce na obraz. czasem zgodnie z instrukcjami pisarza. czego domagał się Witkacy :-D

Gdy tylko dzieło literackie wypuszczone zostaje samopas, to inny artysta może z nim zrobić co tylko zechce.

Jest natomiast rzeczą artysty reżysera zrobić dzieło, które w pełni oddaje Ducha tegoż literata, pisarza, artysty...i to się Agnieszce Holland udało w stu procentach.

Praga, to są zdecydowanie jej klimaty, Holland jest przesiąknięta Pragą. na całe szczęście. i jest przesiąknięta Franzem...

**

a dziś rozpętała się masakra pogodowa. pierwsza połowę dnia było jakoś niewyraźnie.  a po południu w okolicach 15 się zaczęło. drzewa waliły się na auta. brak prądu i silne porywy wiatru z deszczem. cały czas coś się przewala w ogrodzie. nie ustaje ale słabnie. 

*** apdejcik.

Jest piąteczek, piątunio hellołinowy i z ulgą patrzę, że flauta. a wczoraj nam zdarło moją szmatę wielką z malą na tarasie i porwało częściowo. kurka wodna. Naczelnika nie ciągali na interwencje, na szczęście. choć od 16 siedział w gotowości bojowej. bidulek. a straż z okolicznej wiochy darła ryja kilka razy...taka niesprawiedliwość 😜

Odłożyłam na dziś zaplanowaną herbatkę u przyjaciółki, bo byłam zdenerwowana, że się wichura nasila, i mnie z usteckiej zdmuchnie albo drzewo we wsi przywali...albo inna przykrość spotka. 

[oraz ja tu czytam chłonę kryminały, a tym czasem w ustce pływają zwłoki w walizce 😱]

Plan dnia dzisiejszego, jak zwykle już klepnięty, że zakupy, głownie cukierasy, bo mnie znów dzieci opieprzą, gdyż taki ich psikus. i inne zakupy też. rozliczenia fakturowe, na koniec miesiąca i wnioski premiowe...

poza tym szkliwię dziś wszystko co mi w rence wpadnie. i włączam wypał. 

skończyłam słuchać Wilczycy i teraz przyszedł czas na Zbieraczy borówek...

środa, 29 października 2025

Kochana Polsko, życzę ci kolejnych 107 lat ...

 ubawiło  mnie to życzenie.

i zastanowiło.

w pokazywaniu "Kartek dl Niepodległej dopiero się rozkręcam.


*Tymczasem od wczoraj skradam się do kina studyjnego na "Franza. bardzo mi się koncept reżyserski podoba. i wiem, że film mnie zachwyci. więc szukam możliwości w moim do granic napiętym harmonogramie. wychodzi mi, że środa. czyli dziś. 

Wczoraj Obudziła mnie ulewa. w środku nocy. i po spaniu. Dzień był oślizgły, duszny i mroczny oraz chodziły punktowe ulewy. zamieniając takie 10/ 20min. w koszmar. 

koty i pis Ciri przespały go w różnych domowych zakamarkach.  

Buraka pieczonego z oliwą i pestkami dyni zjadłam na kolację, oraz lody, więc może za późno. i dlatego spać nie mogłam a potem się przewracałam w placówce. przeglądając "kartki dla Niepodległej, towarzysząc przy dzierganiu dyni, malowaniu dyni i portretów Przodków. wszystkie tematy związane ze świętami. Z przodków, to się solidnie uśmiałam, a temat wymyśliłam na poczekaniu, w związku z umarlaną tradycją listopadową. 

i tak tradycyjnie ciężki wtorek potworek przedłużony był dodatkowo radą pedagogiczną, na której nie chciało mi się już siedzieć ani nawet leżeć. już mnie w ogóle nie interesują zagadnienia pedagogiczne. wbijam sobie w łeb, że już wystarczy. i czuję to całym swoim jestestwem. siedziałam na wygodnej kanapce, patrzyłam na tych ludzi i myślałam sobie: A co mnie to wszystko obchodzi? a gówno i dominujące zmęczenie.

[natomiast zajęcia, lekcje i wykwity uczniowskiej fantazji nadal mnie kręcą]

Wróciłam więc późno i podczas zajadania kolacji na ciepło, oglądałam z przerażeniem info o Melissie, niezłym ziółku. Padanie oka zaliczałam już w trakcie spektaklu "Walentina"  a potem padłam całkowicie na kanapie (w samej szkole natrzaskałam ponad 6 tysi ) niewyspana i złachana. 

i jeszcze szybki skan wiadomości przed snem, czytanie ...i odpłynięcie.


    akcja "kartki dla Niepodległej, to struganie kartek urodzinowych dla matczyzny i wypisywanie życzeń. Ukraińskie dzieci strugały dla swojej matczyzny a kolumbijskie tylko urodzinowe.


    Gdyby mi ktoś kiedyś powiedział, że po mojej placówce będą chodzić dzieci ukraińsko i hiszpańsko języczne, i żyć w mieście tutejszym, to bym wyraziła powątpiewanie. A teraz jest tak, że do niedawna dawałam upust rosyjskiemu, którego nie używałam 100 lat i potem hiszpańskiemu, który odgruzowuje...i podoba mi się to. Za to nie podoba mi się że gościnność słowiańska oraz hojność wobec innostanców przepełza w chujowym kierunku. umiejętnie przebudowywana przez prawicowych architektów. śmierci. i rozpierdolu.

* Rozkminy literackie. i finansowe porównania do refleksji. nadal uważam, że czytanie uchem, to Sztos nie tylko większych możliwości czytelniczych ale i finansowych. 

wułala.

od wczoraj na półce storytel zamieszkały następujące pozycje w kolejce : Umińska, miłość która zabiła. Marta Sztokfisz; trzy pozycje S. Zientek o Montparnassie; Zbieracze borówek i Obiekty głębokiego nieba.

koszt 45 złotych miesięcznie !!! 

W moim koszyku Empiku wiszą pozycje w kwocie 202 złotych 🙈

Surrealistyczne przestrzenie. Życie i sztuka Leonory Carrington, Joanna Moorhead,

Szukając Dory Maar. Brigitte Benkemoun, 

poniedziałek, 27 października 2025

o przekazach transgeneracyjnych przy zmianie czasu.

 Znów wracam do Losu, który dziedziczymy i rozkminiam. Siebie.

 Skąd ? dlaczego i po co? ciągnie mnie moja intuicja. bardziej niż zwykle. 

Czy z dzieciństwa i traum, czy z pamięci komórkowej czyli przodków i pozamiatane. (???)

Dopiero do mnie dociera, jak to jest ważne. i trochę bym się chciała podzielić. ale tylko trochę. Okazuje się bardzo ważnym : umarłe rodzeństwo czyli status dziecka ocalałego... 

No i wszystkie moje lęki, fobie, strachy, problemy biorą się, według mnie, od moich przodków. którzy przeżyli dwie wojny światowe. 

Przekazy transgeneracyjne czyli esemesy komórkowe(proszę jak się ładnie lingwistycznie układa)) od przodków, znam dobrze w sensie ten mechanizm, ostatnimi dekadami skonfigurowany przez naukowców męczących myszy lab. ale w przyrodzie funkcjonujący przecież od zawsze. Otóż ma on wadę, oto stosowny fragment :


dlatego trzymam rękę na pulsie i Będę do tego wracała.

*

W sobotę odbyło się zaplanowane ogarnianie, wizyta u veta, relaksująca kąpiel i Spanie około dwugodzinne przed imprezą urodzinową, wszystko się udało zrealizować :-) 

a więc kolejne miłe i potrzebne spotkanie

Na fajnej imprezie urodzinowej w naszym sąsiedzko-przyjacielskim gronie. Objadłam się znów nieprzyzwoicie. pogadaliśmy, jak ludzie nauki, kultury i przedsiębiorczości ...posnuliśmy plany sylwestrowe, wakacyjne, jakieśtam. Nasi kumple wioskowi ciągną towarzystwo do Wenecji...gdyż mają tam rodzinne koneksje i mogą pod samą Wenecją zaoferować nocleg. za free. no i fajnie, jakoś to się zbiegło z moją już tęsknotą za włochami, hiszpanią, francją a nawet portugalią. no i taniej wyjdzie taki wypad. tylko kiedy?? należy ustalić szybko. i plany należy skrystalizować grudniowo-styczniowe. bo sieludzie dobijają w kwestii sylwestra. a ja pragnę wyjechać natenczas. jak najdalej, może być nawet do afryki. zalewie dwa tygodnie później, nas ciągną sąsiady na daleki wyjazd feryjny. kurcze, obowiązkowo musimy zacząć kombinować wypady po taniości. bo nie damy rady.

 a że było kurturarnie i bez fali alko, niech świadczy fakt, że jednej sąsiadki już nie musieliśmy odprowadzać, wyszła grzecznie razem z mężem. a odprowadzanie drugiej, tym razem mąż nie zaczekał,  nie zakończyło się ciągiem dalszym w jej domu, choć bardzo nas zapraszała... przypomnę tylko, że ostatnio się zakończyło u nich o czwartej nad ranem. 🙈

no trzeźwiejemy, no. 

Nie obyło się za to bez drobnej polityki, ale tym razem było nie nerwowo. do niektórych straszenie wojną w 2027 przywarło bardziej. ja odrzucam wypieram, nie i koniec. żadnej wojny nie będzie. 

o dziwo pomimo traum poprzodkowych, nie mam schizy w tym temacie. a może dlatego wypieram?

*

 Niedzielka.

 też było sporo na bani. zamiast błogiego lenistwa. Przede wszystkim wyjazd do pieców, żeby jeden wyłączyć i zapakować na nowo oraz włączyć, A drugi ogarnąć. bo dziś będą fachowcy działać wokół niego. miałam też wyciągnąć kasę ze ściany ale zapomniałam. to chyba nie byłam jednak gotowa na rejsy autem.

Wyjazd do weta wieczorny, nad morze, i potwierdzenie ostateczne, że z Manianą ok. goi się, jak na psie. ostatni zastrzyk w dupę i w środę zdjęcie szwów. 

W ciągu dnia kosmetyka z dwugodzinnym zabiegiem na łóżku do masażu w sypialni, przy świecach i kadzidłach. i spać poszłam bardzo wcześnie, ale nie wiem o której, bo mi się czasy mieszają...

w następny dopiero łikend będę "odpoczywać " domowo i wkopywać róże. i kończyć ogród. i kończyć dom przed przyjazdem MJ.

*

Mam też taką refleksję szkolną, dotyczącą zmiany pokoleniowej, chyba. że "stara ekipa, pracująca za poprzedniej dyry, ma koneksje bardziej przyjacielsko imprezowo podróżnicze. wiemy o sobie sporo prywatnie i się wspieramy w wielu kwestiach i spieramy też. Natomiast  ta "nowa ekipa, działa bardziej jak firma. a nawet jak korpofirma, bardziej. że szkolenia, enia, enia... i spotkania, ania, ania ..tylko w tematach firmowych, owych, owych...też jeszcze lubią poszaleć na parkiecie. Ale na samym wierzchu firma i intergacja. a jeśli integracja, przez duże I, to tylko w kulturalnym antrażu...częste wyjazdy do teatru, kina, może też być SPA z lampką wina, ina, ina...żadne tam letnie szaleństwa nocne typu deptanie po jeżowcach czy kąpiele w Adriatyku. żadne tam.

[No trudno, takie czasy. że kompletny brak fantazji ułańskiej nastąpił a zastąpił go korpowykwit z kijem w dupie. no sorry. taki mamy klimat.]]]

No i na koniec zgapię od Innegogłosu : ulubiona zmiana czasu nastąpiła. Warto było czekać  pół roku 😂 na zdemolowanie życia egen. pies Ciri bowiem nie rozumie : Dlaczego dostaje żarcie godzinę !! później. i godzinę dłużej rano musi czekać na siku.

ja bez psa w zasadzie też bym chyba nie zauważyła...


ps

dla niezorientowanych, bez dystansu:  w dużej mierze drwię, sarkazmuję. ciągnę sobie łacha z siebie i ze wszystkich. taka jestem.

sobota, 25 października 2025

spotkanie Terapeutyczne.

Ootóż wczoraj podczas spotkania kolacyjnego na plotach - zeszło mi z garba, całkiem sporo. 

i całkiem na trzeźwo, choć nie namawiam, przecież. każdy się luzuje, jak lubi. jedna obrabia dupę całej blogowni hurtem 🙈 i to widać jej pomaga, drugi stawia diagnozy. i tym żyje. trzeci pije alko.... a  czwarta spotyka się z kuleżankami na dobrym jedzeniu i dobrym plotkowaniu. Tak jak my wczoraj. I było zarówno sympatycznie, jak i bardzo relaksująco. no bo my pracujemy razem, w dodatku w szkole. więc wiadomo, jak jest ;-DD

Nie wiadomo? no to ja donosić nie zamierzam. ale się serdecznie spłakałam :-) kilka razy i rozmazałam makijaż na oczach [bo nawet zaopiekowałam na te okoliczność rzęsy. czego nie robię codziennie] menopauza mnie rozśmieszała. i inne panienauczycieki...

bowiem Nowe w pracy, w dodatku jakieś inne 🤣🤣zawsze są wdzięcznym tematem do obróbki. 

Gadanie o wszystkim co się wydarzyło w ostatnim czasie uwalnia złe duchy. nie mamy za bardzo możliwości codziennie mielić gorących tematów. na przerwach nie wolnorozmawiać podobno, no uśmiałam się serdecznie słysząc o etosie pracy dyżurującego nauczyciela 🤣🤣🤣

i to był kolejny moment rozszczelnienia.

Spotkania są w zasadzie regularne : ostatnio było alkoholowe w lesie, z noclegiem, potem impreza na okoliczność dnia edukacji)) no i kolacja spontaniczna. jest nas osiem do dziewięciu pedagożek więc widomo, że trudno się na co dzień skrzyknąć w takiej ilości.

[ ja też nie zawsze mogę uczestniczyć, i nie uczestniczę w wielu wypadach, papojkach, na mecze na przykład z nimi nie chadzam, mecze czarnych mnie nie interesują]

Zjadłam wielkiego wege burgera ...ledwo i wypiłam dwa piwa (czarny bez z jabłkiem) bezalkoholowe. i pękłam w szwach. następnie odwiozłam przyjaciółkę po nocy do domu, bo mieszkamy w sąsiednich wsiach, odczułam fizycznie zmianę aury. w mieście liście tańczyły na ulicach a na krajowej do morza pizgało, że hoho. Dżakiem mi bujało normalnie.

Byłam jednak morderczo zmęczona. zaległam jeszcze w szlafroku na kanapie się poprzytulać do Naczelnika ale na krótko, ledwo się powlekłam na górkę i padłam. 

no i niespodzianka, wstałam o 5.30 ??? chujwie łaj?? 

kto by pomyślał. zmęczenie nie zeszło oczywiście (nadal bolą mnie podeszwy po wysokich butach pomarańczowych). bo sześć godzin snu, to zdecydowanie za krótko. także po porządkowaniu tarasu, wkopaniu róży, ogarnianiu górki, bo jutro seans kosmetyczny :-) relaksująco naprawczy, i oczywiście a jakże praniu :-) Zanurzam się w kąpieli i może jeszcze pośpię do imprezy u sąsiadów. umówieniśmy zwieczora. muszę, inaczej nie dotrwam do drugiego kieliszka czerwonego wytrawnego. podobno Sąsiadkaola razem z synem gotują pyszności od wczoraj🙄... 

[a ja po wczorajszym dziś nic nie zmieszczę. chyba. a chciałabym. może dadzą na wynos.]

Maniana powoli a nawet dość szybko dobrzeje i z każdym dniem widać poprawę. szew frankensztajna się spina zdrowo. drapie wszystko co lubi drapać. i już drze japę w aucie w czasie jazdy do ustki. oraz spierdlala nam każdą możliwą szparą na zewnątrz ... w poniedziałek wracamy do naszego veta. i czekamy na diagnozowanie. 

Może jednak nasze plany koncertowo berlińskie, nie pójdą się bujać...


*
Skończyłam czytać "Poszukiwacza zwłok, ściągnęłam nowego Małeckiego Jakuba. w dobrym towarzystwie lektorskim. jest jeszcze drugi Małecki, którego czytam. Owszem rozhulałam się kryminalnie ale tak ćwiczę słuchanie i skupianie. Spróbowałam Małeckiego Jakuba najnowszą polecaną pozycję i mi pasuje. niemniej wczoraj rozpoczęłam rzutem na taśmę "Wilczycę. cz2. Gorzki. 

Każdego dnia błogosławię ten pomysł z lektorskim czytaniem, i teatrem Sapkowskiego, bo chyba żadnej innej Trylogii tak nie skomponowano. i Wiedźmina.

Posunęłam sporo w papierach. w teatrze. pomalutku też gabinet robi możliwości fizyczne do malowania ściany farbą tablicową. 
Cały czas łeb w łeb idą plany upiększające. kontrola sanepidu wypadła świetnie. oklaski. poszedł wypał na biskwit. 

życie się toczy i nie bierze jeńców.
Upierdala na miejscu. 

Nie wspominam ani jednym słowem o prywatnych różnych chujozach, że muszę kupić nowe opony zimowe...japiedr. wyskoczę zaraz z takiej kasy, że mi klapki spadną. już z Mańkiem wydatki idą w tysiące...grube. gdyby ktoś nie wiedział. ja płacę. 

*
a teraz poczytam jeszcze w łóżku w papierze, z drugą kawą. pranie ofkorsss poszłooo
😜
**
zastanawiam się nad Islandią latem.

Na winiecie bloga wrześniowe zdjęcie naszych pól z tęczą, zdejmował Naczelnik,
 wszystko będzie dobrze...

piątek, 24 października 2025

ku zgnilźnie.

 jeszcze tylko tydzień piździrnika i z chujowym przytupem zaczyna się listopad. 

niedowiary, że już. i szczerze nie lubię tego czasu. nienawidzę cmentarnego danse macabre. guseł. dziadów. duchów i wspominków. kiedyś mnie kręciło. jeszcze do nie dawna dawałam się ponieść funeralnym obrządkom powiedzmy słowiańskim z cyklu Oto obchodzimy dziady.

aktualnie mam azymut na życie !!!!!

 Tymczasem my nie wiemy czy posypią się nasze plany? koncertowe oczywiście. w związku z Mańkiem. Matkajadwiga jeszcze nie wie. moja decyzja. dostałaby histerii i padaki niepotrzebnie. lub zbyt wcześnie. 

poza tym jesteśmy dobrej myśli. 

wczoraj tkwiłam w szkliwach godzinami. sprawdzałam i szukałam. bo kolejne zamówienie idzie. a dziś wypał. w poniedziałek roboty w pomieszczeniu do pieca. i ściągnie specjalisty do ustawienia programu. 

Dziś ciepło, bo ostatnio ciepło, ale pada. odstawiłam natenczas futra i kurtki puchowe do samej ziemi. chadzam w jesiennych wełnianych płaszczach dyplomatkach i kurtkach przeciwdeszczowych. Zmieniłam torbę na pomarańcz w kolorze dyni. buty też zmieniłam na pomarańcz dyniowy :-)

Na wieczór mam plany knajpiane. idę zjeść coś dobrego i poplotkować z koleżankami, zwłaszcza, że ostatnio w placówce zadyma. a jutro mamy oboje imprezę wsiową. u sąsiada. lubimy te spotkania. będzie miło i pysznie. a co najważniejsze blisko. do kota.

...

jak widać musi być równowaga w przyrodzie. ...

bo cały ten tydzień był wykańczający.  


czwartek, 23 października 2025

jesienne towarzystwo.

 i znów Teatr. i bardzo urokliwy październikowy Kraków, Kazimierz. festiwal za którym tęsknię.

Martwota Kantora mnie zawsze pociągała. jest we mnie taki pierwiastek fascynacji przemijaniem. niewiemskąd. natomiast jest też bardzo duży strach, obsesyjny strach przed śmiercią...i tak to się miesza. wracam do "Losu, który dziedziczę. szukam. od zawsze lubię przeszłość. 


mój teatr w Cricotece.


Dziękuję wszystkim razem i każdemu z osobna za słowa wsparcia i pocieszenia. wygląda, że jednak będzie dobrze na tyle, że Mania przeżyje. jest silny i trzyma się życia pazurami. ale jakie to będzie życie ?? dziś znów wet i kolejne badania. i kolejne wyniki dobre...ale wątrobowe fatalne. więc jeszcze jutro i pojutrze i popojutrze. kot natomiast zwiał z tym szwem na wierzchu. na szwendacza, bo sobie nie życzy wizyt u weta.






[jakoś dziś nareszcie pospałam te osiem godzin, po dwóch zarwanych nocach. od razu inaczej się czuję.]

Wczoraj padłam napysk. po bardzo długim i emocjonalnie trudnym dniu. w placówce dzieci dziergają hellołinowe dynie :-) na pohybel świętojebliwym draniom. dynie stoją rzędami w pracowni powycinane w straszne lampiony.

w teatrze też stoją ale na razie w skrzynkach. jako ozdoba. 

papiery się nie znalazły więc mus mi było siedzieć na dupie i drukować. ażebyto. jakie to jest bezsensowne marnowanie papieru, to aż wkurwiające. 

Tymczasem zrobiło się cieplej, jakieś 15 stopni. zrzucam więc futro wełniane z Pantuniestał i nakładam płaszczyk wełniany czarny. nieco lżejszy, bo jesienny. i kolorowa włóczkowa sukienka i pomarańczowa torba od desi.

środa, 22 października 2025

Szarpanie.

 Czasem życie skręci obrzydliwie w złym kierunku. wysadzi z siodła. 

Wracasz z masażu, leżysz na kanapie, zajadasz coś dobrego, pijesz herbatę, odpoczywasz, przytulasz się do ukochanego, głaski dla psa. A tu nagle spada cinałeb nieszczęście. Siedzisz potem w nocy u veta nad morzem, jedynego, który odebrał telefon, i myślisz, że to się nie dzieje na prawdę.

Jestem tak zmęczona, obolała i nadal przerażona tym co się stało. Smutna. że nie mam siły. Kot Maniek wrócił w nocy z  flakami na wierzchu. .. jakiś na prawdę duży pies, wilk, bo nie lis zmiażdżył mu i pozrywał mięśnie na brzuchu i klatce pierś. Podobno jelita całe i inne narządy ?? ale do końca nie wiadomo. okaże się. Operacja trwała ponad godzinę. minęła pierwsza doba. trwa druga, kot w oczach lepszeje ale decydująca jest ta trzecia. więc czekamy ... 

minęła druga ciężka, raczej nie przespana noc. a w perspektywie długi dzień. 

w międzyczasie dzieją się rzeczy. wszystko jakby mniej istotne. 

kolejne przypadki ludzi, którzy uważają się za wyjątkowych, lepszych i mają focha, że świat ich nie docenia 🙈 nie bierze na poważnie, nie konsultuje i nie wymienia opinii. w szkole też wrze. w teatrze zaginęły papiery, trzeba tworzyć od początku.

nie potrafię napisać komentarzy pod poprzednim postem. wybaczcie.

Apdejt.

Godzina 14. Pierwsze wyniki badań krwi. Dobre. Nie ma stanu zapalnego. Maniuś chce jeść. Nie mamy złudzeń ze 16letni kot odczuje skutki długofalowe. 

poniedziałek, 20 października 2025

Ostatnim razem w Berlinie.

... byłam w październiku roku pańskiego niewiemktórego

i wtedy taka stylówa na ulicach


i w Pergamonie


o tak, muszę zrobić posta o tym Berlinie, choć wydaje mi się, że już zrobiłam... i już żałuję, że wtedy na bieżąco nie pisałam. bo jednak warto. potem człowiek chce sięgnąć do wspomnień i namierzyć nie może.

Są miasta i muzea do których wracam cyklicznie. Berlin okazał się być najpiękniejszy w październiku. gdyż trafiliśmy na wyjątkowo słoneczną pogodę i Festiwal świateł. a przepiękna jesień zrobiła swoje. Poza samym Berlinem zwiedzaliśmy Poczdam, pałac Sanssoucii... moc pałaców i parków jesienią, zauroczyła mnie. i zapach drzew ciasteczkowych.

A ja tymczasem o innym muzeum, które też opiszę w kontekście mojej perygrynacji po Paryżu, otóż
ano objawił się nowy Arsen Lupin na skuterze, czyli obrabowano Luwr 😮Galerie Apolla.
Ukradziono klejnoty Józefiny... zapewne na zlecenie dla jakiegoś miliardera. bo przecież nikt tego na aukcji nie wystawi. No niestety, jest jeszcze inna możliwość bardziej jeszcze barbarzyńska, otóż w obliczy tych ostatnich eskalacji wojennych i napędzania stracha, skoku cen złota, możliw, że przetopią ...
ech.
barbarzyństwo. może jednak nie przetopią łobuzy.
A może na Korsykę wywiozą :-) tak jak swego czasu, gdy skoku na ukradniętą Giocondę dokonał pewien Włoch, który chciał aby wróciła na ojczyzny łono.

*
A wczoraj było bardzo przyjemnie. zanurzałam się we wspomnieniach, przeglądając zdjęcia na nośnikach zewnętrznych. i wywlekłam dwie duże walizy z garderoby...z zimowymi kurtkami, futrami(sztucznymi) i wełnianymi płaszczami. och będzie w czym chodzić. i kilka sztuk dużo za dużych poczeka na inne czasy ;-)
oby się nie doczekała. za to doczekała się czarna wełniana dyplomatka. 

Było też bardzo przyjemnie na spotkaniu z moimi byłymi. Rozmowy w kawiarence na kanapie się odbywały przy kawie, herbacie i grzanym winie. podobało mi się tam, gdzie nigdy nie byłam wcześniej. bo zapomniałam już, czym są spotkania w kafejkach ze znajomymi, koleżankami. przy kawie, kieliszku, piwie, herbacie... zazwyczaj w mieście wpadam na jedzenie do knajpek. między pracami. sama zawsze się spieszę. znajomi dopadają mnie w domu. a byli aktorzy, to najczęściej w teatrze. 

Wystroje nowoczesnych malutkich kafeterii z  klimatem, witrynkami z cepelią i pamiątkami, bardzo mi się podobają. Jest tak domowo. I ja preferują właśnie takie oswajanie miejsc. DOMOWO, słowo klucz. mało formalnie a najlepiej wcale.
[W moim teatrze jest domowo. w mojej pracowni szkolnej też oscyluję w tym klimacie]
No więc nie trzymam ręki na pulsie. mam swoje miejsca. a ja bardzo lubię poznawać nowe

i ponieważ tęsknię za spotkaniami, to w piątek mamy babski sabat w knajpie ...na plotach, jedzeniu i piciu. 
Oby do piątku.

*

Zawiesiłam sobie "Przetok, Biłays, bo w obliczu ostatnich wieści nie dałam rady. temat raczyska dominujący. Słucham więc "Poszukiwacza zwłok. prawda, że brzmi lepiej 😜

No i żeby nie było za miło. rodzice bywają okropnym rozczarowaniem. Okazuje się, że kłamią, oszukują, okradają swoje dorosłe dzieci. Manipulują. wiele traum a czasem  spierdolone to życie, przez niedojrzałe kłamczuchy spryciary. które nigdy nie powinny mieć potomstwa.
[czasem myślę że metoda na adolfa by się sprawdziła, że cichcem przy okienku naświetlania idiotów]

Aktualnie dwa stopnie na zewnątrz. no chyba się listopad zbliża. szybko. za szybko. marznę ostatnio bardziej niż zwykle. siedzę w łóżku. z kawką. czytam w papierze dzisiejszego ranka.
Pracuję nad sobą. 

Dobrego poniedziałku i ciekawego tygodnia. 
autem jadąc do szkoły muszę już omijać cmentarze. Zaczyna się polisz danse macabre. i cmentarna rewia mody na wsi 🙈



niedziela, 19 października 2025

za mało Teatru w teatrze.

Owszem dziś niedzielka, egen.

Naczelnik wczoraj wrócił z pożaru/podpalenia/ po dwóch godzinach. a że dochodziła dziewiętnasta, to jedyne co mogłam zrobić jeszcze, to makaron z krewetkami. Zasiedliśmy do filmu z tym makaronem: Furioza 2. nooo ciężki kaliber i doskonały Damięcki.

i po sobocie. 

Wróciłam na górkę, doczytałam książkę i padłam. a dziś Naczelnik od rana na zawodach strzeleckich. ja owszem zaraz włączę pranie. zasypałam cukrem umieszczone w słojach aronie, pokroję rozmrożone owoce pigwowca i też zasypię cukrem w większej ilości bo tym razem samego kwaśnego pigwowca umieszczam. Nie mamy żadnej naszej gruszkowej pigwy w tym roku. takie parszywe lato było. za to maliny mi zmroziło tej nocy na krzakach. właśnie wstawiłam do domu kliwie...

 No tak, sprzątam tylko w łikendy zawsze, i piorę. ale to jest nie ważne, każdy kiedyś tam sprząta. ile uważa za stosowne. Ja znacznie więcej czasu potrzebuje za ogarnianie przestrzeni i muszę się bardzo pilnować, bo nie mam tyle sił co kiedyś. a tu się walają formy do gliny po podłogach. wczoraj je wyszorowałam. Najbardziej muszę pilnować własnej przestrzeni czyli pracowni i garderoby. ostatniej poświęciłam dwa miesiące...i nie mogę tego zmarnować. 

Naczelnik też trzyma rękę na pulsie. w reszcie chałupy. i bywa bardziej asertywny...w teatrze moi instruktorzy i aktorzy trzymają, od lat, wynoszą po kryjomu...różności scenograficzne, prace plastyczne, potem szukam i co? i nie ma. i afera. do dziś nie znalazłam pewnych masek. kurewa. ale 😂😂 nawet meble wynosili cichcem...

Tak napomykam, gdyż u Innegogłosu jesteśmy w tym temacie poniekąd.

Bo wiecie, taki gejzer wywali wcześniej czy później. nie ma rady. na to. ja miałam bardzo mieszczańską matkę...niestety. tłamszono to we mnie i jak mogło WRESZCIE pierdolnąć,  to pięrdolnęłło ino raz. Z mocą tornada. i dlatego nasza chałupa wygląda, jak wygląda, wcześniej tak wyglądało duże mieszkanie w kamienicy...a wcześniej inne mieszkanko całkiem malutkie.

ZAWALONE sztuką, tą na prawdę dobrą, wysmakowaną ale też i jej interpretacją, scenografią teatralną i jej elementami...i tak jest do dziś.

A sprzątanie? kto by się tam przejmował kurzem, phi... no ale ja też lubię czysto, więc owszem jest sajgon ale w czystej chałupie 😂

A skoro jesteśmy w temacie sztuki wysokiej, to 

zdjęcia z prób mojej ekipy, na mojej scenie. nigdzie nie publikowane, więc bezpieczne.




No właśnie, nie piszę wcale o moim teatrze. 

Nie podam nazwy, nie odtrąbię sukcesów, nie opiszę festiwali, nie ujmę w zgrabne słowa historii z prób. Robiłam to na starym blogu i tu na samym początku. Zresztą stąd nowa nazwa bloga. Potem może jeszcze zdarzało się to często ale wszystkie te posty...ukryłam tylko dla siebie. a linka do onetowskiego bloga tym bardziej ukryłam, po ostatniej akcji u starej matrony lubelskiej, kiedy to trollice się rzuciły na mnie, jak zgłodniałe hieny na padlinę (porównanie adekwatne, bo to wyjątkowo brzydkie zwierzę, żarłoczne i o złej reputacji)) 

i tak najważniejsza część mojego życia. pozostaje w ukryciu. taka sytuacja. 
Dziwna doprawdy.

ps

och mój kochany wczoraj przyniósł mi piękną wiązankę kwiecia :-) specjalnie przez niego samego skomponowaną dla mnie.