sobota, 18 lutego 2023

Przewiało.

 Lubię to miejsce ale dzisiejsza noc i najbliższe dni mnie wytrącają z tego dobrostanu. Otóż wichura a przede wszystkim porywy ponad 120 na godzinę dały nam w kość tej nocy. Cud, że mamy prąd. Na Pomorzu setki tysięcy gospodarstw bez prądu. drzewa połamane, dachy zwiane, dachówki lewitujące w powietrzu, linie energetyczne uszkodzone, palące się transformatory, rozpierdolone elewacje.

Najpierw mną majtało w szczerym polu, gdy wracałam autkiem do chałupy po 19ej. Około 22 zadzwonił alarm strażacki, więc Naczelnik gnał usuwać zwalone drzewa w okolicy. A po 24 usłyszeliśmy Huk.

Koty i pies podziczone uciekły w popłochu. a ja bałam się wyjść i zobaczyć co to się wydarzyło. Wyobraźnia zrobiła swoje, że oto świerk gigant właśnie ukatrupił naszych sąsiadów ?

Tymczasem zerwało nam poliwęglanowy dach z patio ale tylko w połowie. Wyrwało go w środkowej części, gdzie zbiegały się dwie płyty przybite i zaklejone, a część zewnętrzna, na prawym brzegu dachu umocowana na belce, trzymała się doskonale.  I jak książka w której się przewracają kartki(trumna JPII) napierdalał ten dach raz o dach łazienki, raz o drewnianą konstrukcje dachu patio. JEB, jeb, chlast, chlast. Płaszczyzna o wymiarach 3na4 nabrała wiatru w żagle i chlastała równo, głośno i z rozmachem, że hoho. Pękając przy tym i niebezpiecznie byłoby ją tak zostawić, bo groziło jej kompletne oderwanie, pofrunięcie i finalnie ucięcie głowy przypadkowym wieśniakom. Oraz rozwaleniem konstrukcji dachu patio ale i dachu domu [Tymczasem Poleciły dachówki z pierwszego rzędu związane konstrukcyjnie z daszkiem]. Już nie mówiąc o tym, że zasnąć raczej byśmy nie zasnęli i sąsiedzi raczej też nie. Biliśmy się więc w huraganowym wietrze i porywach z tym dachem do 1.30. Przetrzepało nam nerwy i przewiało na wylot i raczej to się dobrze nie skończy, przynajmniej dla mnie.

Najgorsza była ta bezsilność: Naczelnik najpierw przywiązał dach do belki sznurem, sznur wytrzymał, poliwęglan nie wytrzymał i się zerwał...więc co było robić?nie mając wyboru, odciął dach od tej mocno się trzymającej części poliwęglanu na belce z samego brzegu. Szło mu dobrze, bo ciął po zgięciu. Musiał uważać na przewalanie się dachu w tym żywiole, żeby mu łba nie rozwaliło. No i na szczęście nie było podmuchu, kiedy finalnie odciął, więc na płasko przeleżał  ten dach w ogrodzie a na nim wszystkie donice z ziemią. Męczył się Naczelnik z dachówkami, żeby zabezpieczyć dziurę w dachu domu, wyrwa umożliwiała podrywanie kolejnych dachówek...

Ja trzymałam drabinę małą, potem dużą i latarkę,  i mi wystarczyło. Taki ryk wiatru, czekanie na porywy i napierdalanie zerwanego dachu oraz sypiące się gałęzie ze świerków i sosny(jedynej) oraz ten charakterystyczny trzask, otóż psychicznie mnie to wykończyło.

15 komentarzy:

  1. No wyobrazam sobie, coscie musieli przechodzic, zamiast smacznie bujac sie w objeciach wlasnych i Morfeusza. Zywioly sa straszne, ale na ogol sa gdzies, znacznie gorzej, kiedy dotykaja nas osobiscie, niszcza dobytek i zagrazaja zdrowiu. I tak dobrze, ze tak sie skonczylo, moglo byc znacznie gorzej, zdyby Was poranilo. Przytulam i wspolczuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz racje Aniu mogło być dużo gorzej, mogło nas poranić, i zwierzęta, bo oczywiście oba koty i Cześka plątały się pod nogami, drzwi tarasu są przesuwane i nie można ich zamknąć całkowicie, to i koty spierdalały ciekawskie i Ciri japę darła, i nawiało nam do kominkowego liści i potężnie wychłodziło chałupę. No i wreszcie mogła się też druga część daszku oderwać...kurcze i ja spać nie mogłam, bo się tego bałam, że tak się stanie. Ech nie wiem ile ta druga wytrzyma, bo to jeszcze nie koniec, podobno. Czeka nas remont kapitalne tarasu...Przytulam też :-)

      Usuń
  2. Matko, w Lublinie to był tylko wiaterek, zresztą tata mieszka w kamienicy z lat 50 i filozoficznie podchodzi do ewentualnego zerwania dachu. Współczuję nerwów, wysiłku i szkód. Z przyrodą nie ma zartow.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem i współczuję. Nasłuchiwalam w nocy, ale u nas nie było źle.Na szczęscie, bo rok temu , też w lutym, runął mur wokól naszej posesji...huk koszmarny, ale wyszlismy dopiero rano.Zebyś tej nocy zdrowiem nie przyplacila🤔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i już jest gil...i wszystko mnie boli i łeb, także wyłazi przewianie. Trudno. Ech mamy Basiu oborę ze starą dachówką i za każdym razem boje sie o tę obore własnie....

      Usuń
  4. faktycznie niezły gnój, chyba gorszy, niż nasz pożar przed Świętami /ano zdarzył się taki, i owszem/... u nas potrafi porządnie powiać a la longue i prąd w całej wsi czasem pada, ale aż tak, żeby zrywało dachy jeszcze się nie zdarzyło... udanego lizania ran, bo co tu więcej można...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jutro zgłaszamy szkody do ubezpieczyciela więc może jednak finansowo nie będzie tragedii ale organizacyjnie owszem. Musimy przebudować ten nasz taras TERAZ a nie planowaliśmy akurat teraz, wiec przezywamy letki szok organizacyjny.

      Usuń
    2. PKanalio napisz coś o tym pożarze , nic nie mówiłeś...kurcze. mam nadzieje, że nikomu i niczemu nic się nie stało

      Usuń
    3. nie miałem potrzeby informowania o tym blogowiska, poza tym musiały opaść pewne emocje, które zaciemniały postrzeganie tego wydarzenia takim, jakie było...
      w sumie sprawa była prosta: w budynku gospodarczym było pomieszczenie, co do którego były pewne plany po uprzednim remoncie tego budynku... był tam kominek, który był rozpalany po południu, aby tam coś porobić, na noc zamieszkiwane tylko przez kota, tego wielkiego, kudłatego, na okres przejściowy, adaptacyjny z resztą kotów... na noc kominek się jeszcze żarzył, jak zwykle zresztą i w końcu gasł... tym razem musiały zapalić się sadze w kominie albo (druga hipoteza) poszło coś w instalacji elektrycznej, jakieś kable się stopiły, czy coś... rano już się zdrowo fajczyło, podjechało kilka jednostek straży, a my ratowaliśmy to, co dawało się uratować i w sumie gratów wiele nie poniosło szwanku, a spora część budynku też jakoś nie ucierpiała... z ważnych rzeczy ucierpiało zabytkowe krosno, sporo warte, ale bardziej się uwędziło, niż przypaliło, więc jest do ogarnięcia... kot uciekł w porę przez otwarte okno i zameldował się po południu, jeszcze jasno było... do podziemi, gdzie jest pompa wodna na dom ogień nie dotarł... to tak z grubsza tyle...

      Usuń
    4. To współczuję. Tez bedzie roboty zeby ogarnąć.

      Usuń
  5. To jakiś thriller z waszym udziałem... u nas tez wiało, świszczało, huczało, tłukło, ale szkód nie zrobiło i tez dziwiłam się, że prądu nie zabrało. Ale wiało na pewno z mniejszą prędkością.
    Kiedyś najadłam się strachu, że mi strop runie na głowę... Noc, ja sama w domu, do którego po chemii przywiózł mnie Tata, a OM wracał z Niemiec, a tu nagle słyszę jak woda leci z sufitu. Oczami wyobraźni widzę jak woda ze zbiornika 500l, który był na poddaszu, zalewa mi dom, a na koniec sufit wraz ze zbiornikiem spada na ep...taaa raz w życiu tak się bałam we własnym domu. Nie polecam. Szczególnie że musk który dostał świeżą dawkę chemii funkcjonuje specyficznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też bym z powodu tej wody umarła...ze strachu. Chałupa jest wiekowa XIXwieczna i nie jedne wichury już ogarnęła ale w sypialni, czyli na poddaszu otwartym bardzo wysokim trzeszczy, normalnie trzeszczą belki. Już się przyzwyczaiłam i znam te odgłosy ale okazuje się, że nie wszystkie. Otóż wiatr wiał z nietypowej strony.

      Usuń

nie musisz Czytaczu ale możesz ....